MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Przyjemności niedzieli

Redakcja
Niebawem, z początkiem lutego (na falach Radia Kraków) zacznie się piąty rok nadawania mojej niedzielnej audycji, czyli moich "Przyjemności niedzieli". Z nieprzymuszoną szczerością wyznam - jeszcze mi nie przeszło. Formuła tej po trosze gawędy, po trosze prezentacji muzycznej (bogate archiwum radia, zbiory własne i przyjaciół, zapraszani goście), wszystko to z owej półgodzinki czyni dla mnie wciąż żywą przyjemność. Nie ośmieliłbym się tego publicznie wyznać, gdyby nie liczne dowody od słuchaczy (niekoniecznie radiowych, bo przecież funkcjonuje i nasłuch internetowy), że jest to przyjemność szerzej podzielana. A więc? Do następnej niedzieli o 13.30... Dwusetna audycja tuż tuż.

Leszek Długosz: Z BRACKIEJ

Cztery niedziele temu, cóż za przyjemność w Turku! Latem obiecałem, zimą trzeba było się wybrać. Do Turku. Tak, na wzór Borku, do Turku... Ach, nie piszę o rozkoszach podróży koleją. O tym wszak ostatnio dosyć było. W końcu dotarłem, jestem już tam i siedzę. Siedziałem więc w wielkopolskim Turku, w jury Przeglądu Teatrów Amatorskich, pod wezwaniem - Czwarta Ściana. Czyli - widownia, czyli - ja. By nie wyglądało to na koncert chwalby wobec organizatorów, powiem krótko - dwa dni "nasiadówy" zleciały jak jakaś szybka część pogodnego koncertu. Ile zdolnej młodzieży, inteligentnej, poszukującej ciekawszego, bardziej znaczącego życia - poprzez tę teatralną grę. I czy zabawę tylko? Było satysfakcją i pożytkiem przyglądać się i uczestniczyć w tym spotkaniu.

Ale, co mnie w Turku powaliło, to wreszcie ujrzane na własne oczy - opus magnum Józefa Mehoffera. Może specjaliści wiedzą o nim ile trzeba, ale troszkę oszlifowany miłośnik sztuki (jak ja) coś tam dukałem. Wiedziałem, że Mehoffer jakieś prace w Turku czynił, lecz to, co dociera, gdy się stanie w kościele Najświętszego Serca Jezusa, robi potężne wrażenie. Nawet jeśli widziało się mehofferowskie witraże w katedrze we Fryburgu (akurat miałem okazję). Mówiąc potocznie - powalająca całość.

Piękna bryła neogotyckiej budowli - świetnie uchwycona w proporcjach i w całej stylizacji - była do wzięcia. O resztę miasto poprosiło Mehoffera (w tym czasie Wyspiański miał już na koncie krakowski kościół o.o. Franciszkanów). Prace Mehoffera trwały latami. Trzynawowy kościół olśniewa polichromią, witrażami, stolarką, ołtarzami, stanowi rzadko spotykany stylistyczny kompleks. Akurat trafiłem w niedzielę - iluminacja, organy grzmiały. Cudowny spektakl w przedsionku rajskim. Uzmysłowiłem sobie - jakież to dziwne sploty, tych dwóch biografii? Kolegów gimnazjalnych, studentów potem w tej samej Akademii, u tych samych mistrzów, razem dalej podróżujących, obierających podobne drogi życiowe. Urodzonych tego samego roku. Żeby było jeszcze bardziej splątane - Wyspiański urodził się w kamienicy przy Krupniczej (ma tam dziś tablicę), w której potem zamieszkali Mehofferowie. I gdzie dziś Józef ma swoje muzeum. Przeżył Stanisława o 39 lat. Dwaj wielcy twórcy, najwspanialsi artyści z tej samej klasy. Dwa odmienne losy. Jeden jak tragiczny, lecz oba jak owocne dokonaniami.

Miasto Turek wie, jakie dzieło posiada. Funkcjonuje komitet ochrony tego dziedzictwa. A przez okno z hoteliku, gdzie stanąłem, patrzyłem na postać Józefa Mehoffera. Przysiadł on tam (ostatnio modnym rzeźbiarskim obyczajem) na ławeczce, spracowany, z zadumą spoglądający na kościół, owe dzieło swe koronne.

Mnie, sąsiada Franciszkanów w Krakowie, za każdym razem kiedy tam wchodzę i gdy patrzę na robotę Wyspiańskiego, nieodparty ogarnia podziw. I nic tej satysfakcji mi nie pomniejszy. Ale gdym zobaczył pracę jego kolegi w Turku, pomyślałem: - No, nie wiem panowie, któremu z was oddałbym palmę pierwszeństwa? Brawo dla tej klasy!

I tak sporo jeszcze chciałbym moich przyjemności niedzielnych tu dorzucić, ale jak w radiowych terminach krótki czas mnie ogranicza, tak i tu ilość miejsca felieton każe zwijać. Inkrustacja tylko na końcu się dołącza, z niedzielnego spaceru na Wawel. Młode małżeństwo (zapewne) z malcem na wzgórze pnie się. Dociera do mnie szczebiot berbecia, wskazującego na wawelską budowlę: - Tatusiu, czy ten domek to jest ten Wawel? Uśmiecham się mijając ten komplet rodzinny - podstawową komórkę społeczną. Jeszcze daleka troska o fundusze emerytalne...

O, niedzielna błoga chwilo... W mieście, gdzie na górce jest taki domek, w nim mieszka król i królewna... A i mnie stać na tyle, żeby tym uśmiechem felieton swój dzisiejszy zakończyć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski