Wacław Krupiński: KULTURAŁKI
Niegdyś, po koncercie tego zespołu, a cenię go ogromnie, narzekałem w tej rubryczce na nadmiernie eksponowaną perkusję, na zbyt w związku z tym rozbudowane partie jednego z muzyków, który dominując zburzył wcześniejszą harmonię pomiędzy trzema instrumentami zespołu. Ten krążek miał być powrotem do brzmienia wcześniejszego, niejako akustycznego, acz z altówką wzmacnianą elektronicznie. Stąd radość ma podwójna. Teraz, przesłuchawszy wielokrotnie, nie tylko wiem, że tak jest, ale nawet sobie myślę, że może to płyta tej formacji najlepsza; że to, co tym razem stworzyli Jerzy Bawoł, Tomasz Kukurba i Tomasz Lato jest najdoskonalsze. A to już ich siódmy album, licząc tylko premierowe, a dopełniają je krążek live, nagrany z perkusistą Tomaszem Grochotem, i wspólna płyta z Nigelem Kennedym. Część moich Czytelników już pewnie wie - mówię o powstałej przed 17 laty krakowskiej formacji Kroke. Tym zaś, którzy dokonań Kroke nie znają, najszczerzej je polecam; osoby wrażliwe na piękne melodie i szlachetne brzmienia ulegną czarowi i sile tej muzyki bez wątpienia. I może właśnie należy zacząć od albumu najnowszego - "Out of Sight", co można przetłumaczyć jako "poza zasięgiem". Czego? Na pewno nie talentu, wrażliwości, kultury muzycznej, wirtuozerii i zdolności pisania urzekających tematów.
Ci trzej muzycy są po prostu wspaniałymi melodykami, czego dowiedli już poprzednimi płytami, na których, nie zrywając korzeni z klezmerskimi źródłami swej muzyki (Kroke w języku jidysz Kraków znaczy), podążyli w rejony muzyki etnicznej. Odbijającej fascynacje rytmami Bałkanów, harmoniami Orientu, a i molowymi tonacjami klezmerów. Gdzieś nad tym unosi się temperament altowiolisty i skrzypka Tomasza Kukurby, także coraz częściej wokalisty, którego improwizacje na najnowszym krążku dały efekt i w postaci utworu "Mecalakuku", w którym stworzył własny język już nie tylko muzyczny. Płyta oczarowuje od pierwszej kompozycji Tomasza Laty "Medinet", który od razu przenosi nas w odległe rejony, jak na płytę z kręgu world music przystało, ale naturalnie nie kontynentalne odniesienia tu ważne, a emocje, jakie ta muzyka budzi. A pod tym względem do tego albumu Kroke można by odnieść powiedzenie Hitchcocka - zaczyna się od trzęsienia ziemi, a później napięcie rośnie. Wszak tuż potem jest Kukurby "Janitsa"; skoczne rytmy prowadzą nas na Bałkany, po czym możemy odpocząć przy "Moondowner", nie tylko pierwszej samodzielnej kompozycji Dariusza Greli (w którego studiu Nieustraszeni Łowcy Dźwięków Kroke nagrywają swe albumy), ale bodaj i pierwszym angielskim (jak zawsze) tytule na płytach Kroke, będącym neologizmem. Temat wciąga w jakieś rozrzewniające otchłanie, z których wyciągnie nas Bawoła "Life as it is", tyleż żartowne, co upiorne; nie dodam - jak życie, byłoby to zbyt banalne, a to rys tej muzyce obcy. I znów kontrast "Fields of Sorrow" - majestatyczny lament, rozciągnięty nad "polami cierpienia". Za to w "A Luftmentsch" Kukurby radości nie brakuje, aż unosi nas ów śpiew, co to mógłby rozbrzmiewać na weselu córki Tewjego Mleczarza... I znów Lato; ale skoro "Beyond Words", czyli "poza słowami", to i ja, zasłuchawszy się w dojmujący temat i wokalizę Kukurby, zamilknę. A zostały jeszcze dwie poruszające wyobraźnię i emocje kompozycje podpisane przez wspomnianą już czwórkę. Trzy instrumenty - akordeon Bawoła, kontrabas Laty, altówka Kukurby, także wokal i gwizd, trzy muzyczne żywioły - klezmerski, wschodni i bałkański, trzy muzyczne osobowości, które scalają wszystko w zjawisko o nazwie Kroke.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?