Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Reportaż Siekierezada. Tu diabeł mówi: Polewaj

Andrzej Plęs
W pionierskich latach biesiadowali tu głównie leśni ludzie – wspomina Rafał Dominik, właściciel lokalu
W pionierskich latach biesiadowali tu głównie leśni ludzie – wspomina Rafał Dominik, właściciel lokalu Fot. Andrzej Plęs
Obyczaje. Szatańskie łby patrzące na biesiadników ze ścian knajpy w Cisnej leśnym ludziom Bieszczad nie wadziły. Zaprotestowali, kiedy zawisły krzyże. Bo nie godzi się zalewać łba pod boskim okiem

Janek „Raper” niespecjalnie przejął się tym, że jego rodzony brat Mietek przed chwilą wetknął mu między żebra „tulipana”, gdzieniegdzie zwanego „różyczką”. Nie troskał się zbytnio o to, że krew tryska mu z piersi przez rozdartą koszulę. Prawą dłonią przycisnął ranę na wysokości serca, żeby przesadnie dużo z niego nie wyciekło, na miękkich nogach zatoczył się w kierunku baru po pozostawione swoje pół butelki wina prostego, a dobrego. Przecież po to tu przyszedł i bez tego nie odejdzie.

Właściciel „Siekierezady” Rafał Dominik pewnie wyciepnąłby go na zbity pysk za próg lokalu, ale Janek „Raper” ranny był poważnie, więc klientowi w takim stanie należne jest specjalne traktowanie. Rafał uprosił więc Janka, by czym prędzej pomaszerował sto metrów do punktu medycznego w Cisnej, póki jeszcze trzyma się na nogach.

Janek „Raper” wyczłapał za próg o własnych siłach, ale po trzech minutach przyczłapał z powrotem (wciąż z prawą dłonią na lewej, tryskającej krwią piersi), bo przypomniał sobie po drodze, że brat Mietek zostawił dla niego na barze setkę czystej. Chwycił lewą ręką setkę, bo prawą wciąż trzymał na piersi, a spomiędzy palców krew tryskała na ladę baru. Wychylił setkę do dna i poszedł się leczyć.

Potem Jankowi w szpitalu powiedzieli, że tylko trzy milimetry zabrakło, żeby pokruszona przez Mietka o stół butelka po wódce czystej na zawsze go powaliła. Janek do brata pretensji nie miał, bo często brali się za łby, bardziej dla sportu niż z jakiegokolwiek powodu.

Kultowa knajpa zakapiorów

Rafał Dominik przybiera czarcio zły wyraz twarzy, kiedy słyszy słowa: „kultowa” i „zakapior”. I wtedy wydaje się jedną z diabelskich, szatańskich, czarcich, biesich płaskorzeźb na ścianie swojej „Siekierezady” w Cisnej. Bo „kultowa” przylgnęło do jego knajpy jak tabliczka na drzwiach mieszkania, a „zakapiory” brzmi jak jednakowa etykieta na ludziach, z których każdy był przecież inny.

Ludzie „z Polski” ubrali tych cudaków w identyczne łachy zakapiora i takich włożyli do szufladki: „Bieszczady”. Wpadają tu na wakacyjny tydzień, żeby otrzeć się o niby-egzotykę, tropią zakapiorów, jak tropi się małpy po buszu, i wyjeżdżają, tak samo niczego nie rozumiejąc, jak wtedy, kiedy przyjechali. No i zaglądają do „Siekierezady”, bo przecież kultowa jest. A nie zawsze była taka, jaka jest teraz.

Kiedy rodziła się z początkiem lat 90., miała być „Bazą ludzi z mgły”, w nawiązaniu do „Bazy ludzi umarłych”. Ale ojciec Rafała postraszył syna, że jeśli coś takiego powiesi nad drzwiami wejściowymi, to on sam się powiesi._ – Przecież nie mogłem doprowadzić ojca do __śmierci – _tłumaczy Rafał półserio. Stanęło na „Siekierezadzie”, choć kamieniarz ciskał gromy z wściekłości, że musi skuwać gotową już „Bazę ludzi z mgły” i sztukować nową nazwę.

Nie bez powodu została „Siekierezada”, skoro niemal wszyscy stali klienci wywodzili się wówczas z ludzi lasu. Przychodzili tu po wyrębie odpoczywać przy wódce czystej i piwie niewyszukanym, bo to dla nich była jedyna forma relaksu. Pili i rżnęli w karty namiętnie, wygrywali i przegrywali w ciągu wieczoru całe wypłaty, zastawiali swoje piły i siekiery. Czyli cały swój majątek. Kon z Łysym Urbaniakiem robili przy wypale, ale po robocie wiedli prym przy karcianych stołach. Tu się nie jadło, bo wtedy kuchni nie było, ale przecież trunku nie brakowało. To pili, grali i tłukli się po ryjach, spory karciane rozstrzygali z pomocą noży, że krew tryskała po stołach.
– Tak ustalali swoje wzajemne relacje, inaczej nie potrafili – _wspomina Rafał. _– Mopów wtedy nie było, szmatami ścierało się krew z podłogi, już po tym, jak dostali po mordach i zostali wyrzuceni za próg. A dla reszty bywalców zabawa trwała dalej. I __tak było codziennie. Trzeba było mieć sporo hartu, żeby wytrzymać takie ich zabawy. Dziś nie wytrzymałbym tego psychicznie.

Policja wówczas niespecjalnie angażowała się w wewnętrznoknajpiane spory leśnych ludzi. Czasem ksiądz z ambony zagrzmiał o sodomie i gomorze, siedlisku zła i ostatnim kręgu piekielnym, ale Rafał traktował to jako znakomitą i darmową promocję swojego interesu. –_ I skuteczną, bo po wysłuchaniu Słowa Bożego miejscowi po sumie przychodzili do tego przybytku piekielnego – _zapewnia Rafał.

Grzmoty spod ołtarza przybrały na sile, kiedy w „Siekierezadzie” pojawił się diabeł. Potem drugi i dziesiąty, aż wnętrze zaczęło przypominać przeludnione (przediablone?) piekło. Do dziś tak wygląda.

Czart dźwignią handlu

Z pięć lat trwały te pionierskie czasy „Siekierezady”, kiedy trzonem klienteli byli leśni ludzie. Potem leśnych zaczęła wykruszać śmierć alkoholowa albo „brak wiz wjazdowych do lokalu” – jak określa to Rafał. Zaczęło za to przybywać ludzi z zewnątrz, trzeba było wzbogacić menu. –_ Turyści coraz bardziej lgnęli, bo zainwestowaliśmy w __promocję przez sztukę – _tłumaczy Rafał. Zaczęło się od Dziadka Radosa, który znosił do knajpy swoje dłubane w drewnie ni to świątki, ni to szatany, jakby ta jego niedoskonałość artystyczna miała łączyć piekło z niebem. Dziadek Rados gotówki raczej nie poważał, za swoje szatańskie świątki bieszczadzkie domagał się setki albo trochę wina. Bez względu na walory artystyczne swoich prac szybko zdobył uznanie klienteli, ale też potrafił robić w marketingu.

– W kieszeni nosił wszystkie wycinki prasowe o sobie, nosił nawet kasetę VHS z telewizyjnym dokumentem o sobie, co było pewnie odrobinę uciążliwe – opowiada Rafał. – Był koszmarem dla jedynego właściciela magnetowidu w Cisnej, bo każdego nazbyt uległego klienta ciągnął do tego człowieka na pokaz filmowy o sobie.

I tak od dłubanek Radosa zaczęła się szatańska galeria „Siekierezady”. Potem zaczęła przyjmować diabły innych dłut i młotków._ – Przybyła diabelska „waga ciężka”, czyli Zubow, który ukończył akademię sztuk pięknych, no i __Jędrek Połonina, genialny samouk – _wylicza Rafał.

Zubow odszedł do sztalug niebiańskich, w czym alkohol mocno mu pomógł. Jak wielu tutaj.

Piekiełko w Cisnej

Szatańska galeria szybko rosła liczebnie w siłę i teraz knajpa pełna jest tego „piekielnego zła”. Niekiedy – ku przerażeniu klientów. – Wejdą, rozglądną się po ścianach, wyrzucą z siebie: „O Boże”. Ale tych niewielu – _bagatelizuje Rafał. _– Czasem przychodzą księża, zakonnice. I w kręgach sacrum też jesteśmy znani. Niektórzy zaglądną, bo ksiądz w ich parafii mówił o knajpie jako o siedlisku zła. Nawet był jeden satanista. Przywiózł dwa płótna o treści satanistycznej. Powiedziałem chłopakowi, że pomylił się, nie jesteśmy miejscem sabatów, nie nawołujemy do walki z siłami niebios, a ta rogacizna na ścianach to tylko nawiązanie do mitów o bieszczadzkich biesach i czadach. Oba płótna wylądowały na strychu.

Żeby nie było, że wyłącznie szatani zawładnęli knajpą. Jest oryginalny krzyż z chorągwi parafialnej, co go ludzie tu przywieźli. Są płótno Chrystusa ukrzyżowanego i drewniany krzyż z Chrystusem. Okazuje się, że niektórym w knajpie bardziej Dobro przeszkadza niż Zło.

– Jeden z zasłużonych bywalców omal nie padł na apopleksję, kiedy zobaczył Chrystusa na ścianie, bo diabli mu nie przeszkadzali – _opowiada Rafał. _– Wkurzył się, że na jego alkoholizm będzie patrzył Pan Bóg. I lepiej, żeby jego sodoma i gomora odbywała się bez boskiego monitoringu.

Edek leśnik, też zasłużony bywalec, oznajmił pewnego razu, że jego noga więcej tu nie postanie. Bo jego pobożna baba była w „Siekierezadzie”, zobaczyła na ścianie płaskorzeźbę Chrystusa i zakazała mu wstępu. Bo pić w obliczu Pana się nie godzi, toż to bluźnierstwo jest. Edek aż tydzień wytrzymał bez knajpy.

Krzesło dla zasłużonych

Większość z ojców założycieli „Siekierezady” już nie żyje, wykończył ich tryb życia. Ich portrety wiszą na ścianie. Wielu ocalałych z tego alkoholowego pogromu nie ma „wizy wjazdowej”, bo w trzy minuty są w stanie zamienić lokal w krajobraz po bitwie. Ci najbardziej zasłużeni mają swoje stołki pamięci. Swój ma Dziadek Rados, Zubow ma swój, Jędrek Połonina – oczywiście też. Wszyscy oni odeszli, ale ich duchy wciąż tu krążą.

Powieść i Film

„Siekierezada”, film z 1985 r., który nakręcił Witold Leszczyński na podstawie powieści Edwarda Stachury „Siekierezada albo zima leśnych ludzi”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski