MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Tęsknota za globalnym szamanem

Redakcja
Meksykański siódmy szczyt grupy G 20 znów skończył się w atmosferze indolencji i bezsiły.

Jan Maria Rokita: LUKSUS WŁASNEGO ZDANIA

Nie trzeba było aż zebrania szefów najsilniejszych państw świa­ta, aby ogłosić, że Unia Europejska musi sama znaleźć wyjście z kryzysu euro. Cała reszta komunikatów płynących z kurortu Los Cabos to w mniejszym lub większym stopniu pustosłowie i slogany. No… być może jeszcze ciekawe jest potwierdzanie się intuicji, że konflikt o to, czy oszczędzanie jest czy nie jest antykryzysowym panaceum , dzieli nie tylko Europę, ale w gruncie rzeczy cały świat. W tym sensie Korea okazuje się sojusznikiem Berlina, a Brazylia – Paryża.

Czy zatem potrzebujemy w ogóle rządu światowego? Zapewne tak, jeśli wierzymy, że ludzkimi siłami można mimo wszystko ograniczać pierwotną dzikość stosunków międzynarodowych i zaprowadzać w świecie choć odrobinę więcej ładu i sprawiedliwości. Z tego właśnie powodu to Kościół katolicki jest bodaj jedyną globalną instytucją uparcie lansującą ową ideę. Benedykt XVI uznał nawet w jednej z encyklik kwestię utworzenia "politycznej władzy światowej” za bardzo pilną potrzebę. Ale papież sformułował także warunki sine qua non takiego globalnego przedsięwzięcia. Świa­towa władza ma podlegać prawu, aby nie zagrażać naszej wolności. Potrzebowałaby powszechnego uznania, aby jej mandat miał rzeczywisty respekt. A także praktycznych uprawnień, które umożliwiałyby jej egzekwowanie decyzji. Już na pierwszy rzut oka widać, że grupa G 20 nie spełnia żadnego z tych warunków. Nawet skrajnie nieudolna ONZ w większym stopniu zbliża się do papieskiego modelu.

Nadzieje rozbudzane 13 lat temu temu, gdy G 20 zaczynała swoje spotkania, były od początku wygórowane. Dopuszczenie do współrządzenia światem krajów grupy BRICS – takich jak Indie, Chiny czy Brazylia – już potężnych, ale jeszcze mocno zacofanych – miało być zapowiedzią nowego porządku gospodarczego; sprawiedliwszego i odporniejszego na kryzysy. Od tamtego czasu okazało się, że, owszem, istnieje taki cel, dla którego zamożny Zachód jest gotów solidarnie zmobilizować swoje zasoby i wyłożyć niebotyczne sumy pieniędzy: jest nim ratowanie własnych banków stających w obliczu bankructwa. Trudno doprawdy, aby świat mógł ten solidarny wysiłek uznać za triumf sprawiedliwości. Jeśli zaś idzie o rynkowe kryzysy, politycy nie tylko nie potrafili im zapobiec, ale ich namiętność do nieustannego "demokratycznego” kupowania wyborców sprowadziła na wiele narodów nieszczęście długu publicznego, zagrożenie, poczucie niepewności jutra. Oczekiwanie zatem, że teraz kraje BRICS wezmą współodpowiedzialność za stan światowych finansów, wygląda na niedorzeczność. A wiara, że G 20 odnajdzie i zastosuje jakąś światową receptę na kryzys, jest jak czekanie na globalnego szamana. Cóż takiego bowiem mieliby teraz uczynić politycy w Los Cabos, aby przywrócić światu finansowe zaufanie? Może ogłosić jeszcze jedną, tym razem światową, zrzutkę na pomoc wielkim bankom? Najlepiej z aktywnym udziałem Azji i Afryki?

Nie ma też doprawdy powodu, aby żałować polskiego nieuczestniczenia w G 20. Zarzuty podniesione swego czasu w tej sprawie przez lidera opozycji nie mają politycznej racjonalności. Nie zapadają tam żadne decyzje istotne z polskiej perspektywy, bo nie zapadają tam w ogóle żadne istotne decyzje. Co więcej, rola pomniejszych aktorów grupy jest raczej nie do pozazdroszczenia. Stanowią oni pozbawione znaczenia tło dla kilku zaledwie przyciągających uwagę świata przywódców mocarstw. Brak procedur sprawia, że dla średniaków nie ma pola wpływu. To raczej bierna – choć podobno prestiżowa – obecność na wspólnym koncercie kilku światowych gwiazd.

Bo przecież szczyty G 20 nie tworzą żadnego rządu światowego. Zwłaszcza w czasie prawdziwego kryzysu widać wyraźnie, że są niczym więcej, jak jeszcze jednym popkulturowym widowiskiem publicznym. Ich znaczenie dla świata jest ani mniejsze, ani większe niźli znaczenie Euro 2012 albo następnej trasy koncertowej Madonny. Politycy wiedzą o tym dobrze i świadomie uczestniczą w teatrze globalnych złudzeń. Nie sposób tylko pojąć, dlaczego zdają się tego nie wiedzieć ekonomiści, intelektualiści i komentatorzy, którzy zawsze przed rozpoczęciem szczytu wyczekują na wejście globalnego szamana, a po zakończeniu wylewają na nas żale, że ów znowu się nie objawił.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski