MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Tron: Dziedzictwo

Redakcja
Sukces "Avatara", filmu już sprzed roku, otworzył nową drogę przed kinem science fiction. Hiperprzestrzeń efektów trójwymiarowych to wciąż jeszcze mało zbadana galaktyka dla filmowych pionierów. "Tron: Dziedzictwo" pokazuje, jak będzie wyglądać kino przyszłości.

Rafał Stanowski: FILMOMAN

Filmomani pamiętają zapewne "Tron" z roku 1982, amerykański obraz science fiction, opowiadający - chyba po raz pierwszy - o wirtualnej przestrzeni. Wtedy komputery miały jeszcze wielkie, kanciaste obudowy, nikomu nie śniło się o monitorach LCD, nie mówiąc o Internecie. Film przeszedł do historii kina jako wizja pionierska, wyprzedzając nawet klasykę cyberpunku, czyli powieść "Neuromancer" Williama Gibsona. Przeszedł do annałów także dzięki kapitalnym - jak na owe czasy - efektom specjalnym. Teraz, po prawie trzech dekadach, wracamy do świata "Tronu". Twórcy nie mają wiele wspólnego z tamtym filmem, w roli reżysera obsadzono debiutanta otrzaskanego w reklamówkach o swojsko dla nas brzmiącym nazwisku Kosinski. Muzykę skomponował najbardziej elektryzujący duet tanecznej elektroniki z ostatniej dekady, czyli francuski Daft Punk. Do tego dołożono najnowocześniejsze systemy realizacji obrazu w technice 3D, a także zdjęcia Claudia Mirandy, który pracował m.in. przy "Siedem" i "Grze" Davida Finchera. Lista osób odpowiedzialnych za efekty specjalne, kostiumy i scenografię jest dłuższa niż spis statystów w "Ogniem i mieczem". To zwiastuje wizualny odlot.

Uczciwie ostrzegam: pierwsze 20 minut trzeba przecierpieć. Tandetny wstępniak, pokazujący genezę historii, nie był konieczny, ale Hollywood nie potrafił się bez niego obejść. Twórcy wchodzą w techno-historię wolno, z premedytacją każąc nam czekać na show. Wszystko zmienia się, gdy bohater dostaje się do wirtualnego świata. Morze trójkolorowych efektów - dominują niebieski, biały i czerń - przyprawia o przyspieszone tętno, nie tylko fanów klimatów SF. Reżyser z operatorem stosują najlepsze triki, by oczarować nas wizją plastyczną. Przeloty kamery nad panoramicznymi pejzażami, jazda w górę i w dół, dynamiczne ujęcia i cięcia, efektowne pomysły techno-konstrukcji. "Tron: Dziedzictwo" przytłacza natłokiem obrazów. Jest jak skok w nadprzestrzeń wyobraźni. Zaskakujące, jak dojrzały od strony estetycznej jest ten film, a zarazem oryginalny i fascynujący. James Cameron chwalił się, że przygotowywał się do realizacji "Avatara" przez 10 lat. Autorom "Tronu: Dziedzictwa" udało się przebić tamtą wizję w ciągu zaledwie jednego roku.

Jakie będą zatem filmy przyszłości? Niedawno w rozmowie z prof. Tadeuszem Lubelskim, która ukaże się wkrótce na naszych łamach, podsumowywaliśmy minioną dekadę w światowym kinie. Nie przyniosła ona artystycznej rewolucji. Jesteśmy za to świadkami kolejnego skoku technicznego, czego "Tron: Dziedzictwo" jest najlepszym przykładem. Zwłaszcza jeśli oglądamy go w kinie IMAX. A co ze starą, dobrą fabułą? "Avatar" nie był jej popisem. Film Kosinskiego również ucieka tu od oryginalności w stronę oklepanej mitologii, czerpiącej wątki zewsząd, od Biblii po "Gwiezdne wojny". I takie zapowiada się kino przyszłości. Elektryzujące i efekciarskie, olśniewające spektaklem audiowizualnym, za którym kryje się treść zrozumiała dla widza w wieku 8-88 lat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski