MKTG SR - pasek na kartach artykułów

W tramwaju

Redakcja
Im mniej mam do tego okazji, tym chętniej podróżuję tramwajem.

Władysław A. Serczyk: ZNAD GRANICY

Co prawda w Rzeszowie nie znajdę nawet jego śladów, próżno też szukać go w Lublinie (tam są natomiast trolejbusy) czy też w Białymstoku. Gdy jednak znajdę się znowu w rodzinnym Krakowie, ciągnie mnie do tego środka komunikacji jak nigdy wcześniej, chociaż w niewielkim tylko stopniu przypomina wozy motorowe z "kuplówkami" (przyczepkami), do jakich przyzwyczaiłem się w latach dzieciństwa i młodości. Na szczęście jestem już w wieku, w którym nie muszę płacić za bilet, bo zapewne trudno byłoby mi się połapać w ich rodzaju: jedno- i wielodniowych, strefowych, ulgowych, takich i siakich... A w Warszawie są nawet jednolite bilety dla komunikacji miejskiej i podmiejskiej, najprzeróżniejsze taryfy: dla przewozu psów, bagażu, że nie wspomnę o taryfie specjalnej dla umundurowanych służb porządkowych znajdujących się na służbie!
Mnie to nie dotyczy. Po prostu naciskam stosowny guzik, drzwi same się otwierają, młody człowiek uprzejmie ustępuje miejsca i ruszam w swoją podróż po dawnym czasie i przestrzeni, stanowiącej zresztą tylko niewielki ułamek tego, co dzisiaj znalazło się w granicach miasta.
Bo pojechać mogę daleko, do Nowej Huty i Prokocimia oraz Bieżanowa, czyli prawie do samej Wieliczki. Ale niektóre trasy znikły. Nie wjadę więc już "jedynką" przez Bramę Floriańską czy też "trójką" przez ulicę Sławkowską ani na Rynek Główny, ani też - na Mały. A linii tramwajowych ćwierć setki! Gdzie te czasy, kiedy było ich tylko sześć? "Siódemkę" puszczano we Wszystkich Świętych i Zaduszki, a "ósemka" kursowała jedynie w czasie okupacji jako tramwaj "nur für Deutsche", czyli "wyłącznie dla Niemców". Stopnie na zewnątrz wagonów zapraszały do jazdy na gapę, podróż zaś z ronda Mogilskiego na Salwator urastała do rozmiarów wielkiej wyprawy, bo przecież przejeżdżało się przez cały Kraków. Podobnie było zresztą z kierunkiem z północy na południe, gdzie z jednej strony wabił jakiś "dworzec towarowy" z drugiej - za Wisłą - dalekie Podgórze. Z kolei śmieszna wąskotorowa "czwórka", jeżdżąca w lecie z odkrytą platformą, z Rynku Głównego na Małe Błonia, stanowiła zazwyczaj pierwszy etap wędrówki do Lasku Wolskiego i znajdującego się tam "zoologu".
Do dzisiaj mam w uszach konduktorskie nawoływanie: "Proszę przesuwać się do przodu!" i makabryczną zachętę dowcipnisiów obsługujących "dwójkę": "Proszę wsiadać! Na cmentarz jedziemy!".
Rzeknie niejeden: "Ot, bzdura! Sentymentalny wariat! Tramwajem się zachwyca!". Nie ukrywam, że tak właśnie jest. Bo mimo wszystkich dzisiejszych guzików, wyświetlanych informacji o trasie, automatycznych kasowników itd., itd., tramwaj będzie dla mnie zawsze kawałkiem mojego dzieciństwa i młodości. Jak stare bibelociki, niepiszące pióra wieczne (wyjąwszy umiłowanego pelikana) i zegarki, które zatrzymały się na zawsze i czekają na moje do nich przybycie. Może na przyjazd tramwajem?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski