MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Walka o przetrwanie

Redakcja
Dramatyczny manifest polskiego ministra finansów ogłoszony na łamach "Financial Timesa” wyglądać może na kuriozum.

Jan Maria Rokita: LUKSUS WŁASNEGO ZDANIA

Jacek Rostowski apeluje w nim, aby Europejski Bank Centralny z góry i w ciemno ogłosił, że wykupi każdą ilość nawet kompletnie rozchwianych papierów dłużnych państw bankrutów, jeśliby Grecja miała występować z unii walutowej. Z Frankfurtu zatem miałoby pójść w świat przyrzeczenie, że wprawdzie nieszczęsne Ateny rzucamy już wilkom na pożarcie, ale za to Madryt, Lizbonę, Rzym, ba… nie wspominając o zagrożonym Paryżu wykupimy, nawet gdybyśmy mieli nadrukować górę euro wyższą niźli Mont Blanc.

Absurd takiej obietnicy widać na pierwszy rzut oka. Można zapytać: to dlaczegóż nie ogłoszono tego rok temu i z łatwością nie uratowano w ten sposób Grecji? Po co były Europie wszystkie Sześciopaki i Pakty Fiskalne, po co Unia niemal siłą usuwała Papandreu i Berlusconiego? A przede wszystkim, dla jakiego celu więcej niż połowa Europejczyków jęczy dziś pod okrutnym ciężarem niemieckich porządków fiskalnych? Jeszcze dziwniejsze jest to, że na Świętego Mikołaja we Frankfurcie palcem wskazuje minister kraju, który ma własny bank centralny i własną złotówkę.

Pół roku temu inny polski minister – Radek Sikorski – w głośnej berlińskiej mowie wzywał Niemcy, aby postąpiły dzisiaj tak jak 200 lat temu uczyniła bogata Wirginia, biorąc na siebie długi innych stanów i umożliwiając w ten sposób powstanie USA. Wtedy kanclerz Merkel nie wzięła sobie jednak tego do serca i wbrew apelom Sikorskiego nie tylko zablokowała sławetne "euroobligacje”, ale także zmusiła Mario Draghiego– szefa EBC, do powstrzymania się od skupowania papierów dłużnych bankrutów, przynajmniej na ich rynkach pierwotnych. Co prawda Sikorski nie postulował jeszcze tak otwarcie łamania europejskich traktatów. Jakby nie było, w Polsce grozi za to Trybunał Stanu! Ale ministrowie rządu Tuska wyglądają w tej mierze na konsekwentnych. Zapewne więc nie jest przypadkiem, że Rostowski w swoim tekście powtarza: "to jest także stanowisko polskiego rządu”. Pół roku temu za tamten pomysł na Sikorskiego posypały się gromy ze strony PiS-u, gdyż bąknął on wtedy także o "niemieckim przywództwie”. Rostowski już żadnego przywództwa Niemcom nie obiecuje. Jego tekst jest po prostu jawnym, otwarcie nieprzyjaznym narzędziem presji na rząd w Berlinie, aby w końcu przestał trzymać na uwięzi frankfurckiego Świętego Mikołaja. I ustąpił wobec ogólnoświatowych żądań Obamy i Hollande’a, bankierów i finansistów, oburzonych demonstrantów, gazet prawicowych i lewicowych, telewizji, uniwersytetów, związków zawodowych i laureatów Nagród Nobla. Czyli wszystkich tych, których od ponad roku niemiecka kanclerz stara się trzymać za twarz, z podziwu godną odwagą i determinacją. Ale widać, że kobiece ręce już od tego wysiłku zaczynają słabnąć.

Dlaczego Polska – na przekór niemieckiej kanclerz – chce się przyczynić do destrukcji europejskiego banku i europejskiej waluty? Po co polskim ministrom takie ustawianie się w pierwszym szeregu walki w złej sprawie? To prawda, że za wzywanie do łamania traktatów nikt ich przed Trybunałem Stanu nie postawi, bo PO już dawno przekształcono w partię niemą, a dla PiS-u to, co antyniemieckie równa się temu, co polskie i patriotyczne. Zresztą dla przygniatającej większości polskich – tak samo zresztą jak europejskich – polityków, otwarcie frankfurckiego worka z pieniędzmi kojarzy się ze wszystkim co najprzyjemniejsze: końcem restrykcji fiskalnych, kupczeniem obietnicami wyborczymi, podnoszeniem pensji i zasiłków. W Polsce ostatnim błędnym rycerzem pozostaje Don Kichot Balcerowicz, który jak zwykle na oślep szarżuje przeciw Rostowskiemu, określając spór z Niemcami niedopuszczalnym "antagonizowaniem głównego sojusznika”. Nie wiemy rzecz jasna, czy ministrowie Tuska wierzą naprawdę w to, co głoszą dzisiaj w Europie. Wiemy natomiast z pewnością, że Rostowski w angielskiej gazecie nie walczy przecież o interesy francuskich socjalistów i londyńskich bankierów. Zamieszanie po exodusie Grecji – to spadek złotówki, a większy spadek złotówki – to polski dług przełamujący barierę 55 proc. PKB i wszystkie nadzwyczajne środki, jakie muszą być wtedy przedsięwzięte. Rostowski nie bije się nawet o bezpieczeństwo dla polskiej gospodarki, której lekkie spadki złotówki całkiem nieźle służą. On walczy o egzystencjalne bezpieczeństwo ekipy, do której należy. Ekipy, dla której skutkiem złamania bariery długu może być przecież polityczna śmierć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski