18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wiosenne ptaki mają u nas jak w raju. Na Cyprze robi się z nich... pasztet

Paweł Szeliga
W Libanie masowo zabija się bociany lecące do Europy. Tamtejsi myśliwi chwalą się ustrzelonymi okazami przed kolegami.
W Libanie masowo zabija się bociany lecące do Europy. Tamtejsi myśliwi chwalą się ustrzelonymi okazami przed kolegami. fot. Archiwum
Sądecczyzna. Narodowym sportem w Libanie jest strzelanie do białych bocianów, lecących wiosną do Europy. Francuzi i Włosi wybijają tysiące szpaków. Na Malcie zabija się wszystko, co ma skrzydła.

- Ptaki, które zdołają do nas dolecieć na wiosnę to szczęściarze - uważa sądecki przyrodnik Grzegorz Tabasz. - Tysiące innych po drodze ginie. Są zabijane dla sportu czy oryginalnego smaku mięsa - twierdzi.

Na Sądecczyznę zawitały już pierwsze bociany. Czarny widziany był na początku marca w okolicy Młodowa. Białe pojawiają się trochę później. Po dwie pary gniazdują w Bereście i Czyrnej, jedna trafia do Boguszy. Więcej bocianów jest nad Jeziorem Rożnowskim, w okolicach Łososiny Dolnej i Gródka nad Dunajcem. Tym majestatycznym ptakom śpieszy się do gniazd, więc lecąc 10 tysięcy kilometrów z południa Afryki są w stanie pokonać nawet 500 km dziennie.

Śmiertelne niebezpieczeństwo czyha na nie w Libanie. - Ludzie strzelają tam do nich dla sportu - ubolewa Grzegorz Tabasz. - W ten sposób myśliwi potwierdzają w swoim środowisku, że mają celne oko. Chwalą się potem trofeami na Facebooku.

Kiepskie perspektywy na przeżycie wiosennej wędrówki mają też skowronki. Lecą do Polski z krajów basenu Morza Śródziemnego, gdzie są uznawane za przysmak. Trasy przelotu nie zmieniły się od 12 tysięcy lat, czyli ostatniego zlodowacenia, więc ludzie od pokoleń wiedzą, kiedy i gdzie mogą spotkać stada tych śpiewających ptaszków. Rozciągają wtedy ogromne sieci. Gdy skowronki zmęczone podróżą obniżają loty, wpadają w śmiertelną pułapkę.

- Potem trafiają na stoły smakoszy - mówi sądecki przyrodnik. - Na Cyprze za 50 euro można kupić pasztet z języczków skowronków. Półmisek tych śpiewających ptaszków uznawany jest za rarytas, a nazywany jest ambelopoulia.
Dla miłośników przyrody i ekologów szokiem może być wiosenna wizyta na włoskim targu. W sezonie przelotów można tam kupić na przykład tuzin szpaków, powiązanych razem za nóżki. Rzymianie trzymają je kilka dni na zewnątrz, żeby porządnie skruszały, po czym cieszą podniebienia smakiem dziczyzny, zupełnie innym od mięsa hodowlanych kur czy kaczek.

- Nasi rolnicy czy sadownicy też za szpakami nie przepadają, ponieważ stado potrafi błyskawicznie ogołocić drzewka wiśni czy czereśni z owoców - przyznaje Grzegorz Tabasz. - Nikt jednak masowo tych ptaków u nas nie zabija. Nikomu też nie przyjdzie do głowy, by je jeść - podkreśla. W krajach zachodniej Europy ludzie nie mają takich oporów. Francuzi lubują się w jedzeniu drozdów, które także przylatują do Polski na wiosnę. Przed wiekami te ptaki gościły również często na szlacheckich stołach. Podobnie jak skowronki były hodowane na specjalne okazje.

Łatwego życia nie mają też drapieżniki. Wśród nich bardzo rzadkie trzmielojady, przypominające myszołowy. Podobnie jak ptaki śpiewające są w Polsce objęte ścisłą ochroną gatunkową. Dotyczy to również krajów Unii Europejskiej, w których jednak bezlitośnie się je tępi. Lecąc z Afryki giną od celnych strzałów wytrawnych myśliwych. Przodują w tym przede wszystkim Maltańczycy, którzy prześcigają się w posiadaniu trofeów tych dostojnych ptaków. Różnią się one odcieniami piór, więc myśliwi licytują się, który z wypchanych okazów jest ciekawszy i bardziej cenny.

W Kalabrii do dziś wierzy się, że mężczyzna, który nie ustrzeli na wiosnę trzmielojada, przez resztę roku nie zdobędzie żadnej kobiety. Znając temperament Włochów z południa, większość z nich chętnie pociągnie za spust swojej dubeltówki, byleby ta mroczna wizja przyszłości się im nie spełniła. W wielu krajach namiętnie strzela się też do kwiczołów. Zimujące w Azji i Indiach ptaszki do lat 60. XX wieku były odstrzeliwane także w Polsce. Ceniono je za pikantny smak, gdyż odżywiały się owocami pieprzu i jałowca. Tylko na Śląsku w XIX wieku odławiano 100 tys. kwiczołów. Dziś są pod ochroną, choć w Europie nadal się je jada.

- Większość ptaków objętych w Polsce ścisłą ochroną, jest formalnie chroniona także w Unii Europejskiej - zauważa Grzegorz Tabasz. - Przymyka się tam jednak oko na praktykę wybijania tysięcy tych zwierząt niezależnie od tego czy robi się to dla rozrywki, czy zdobycia smakowitej potrawki.

Głośną na cały świat wpadkę zaliczyła przed dwoma laty aspirująca do członkowstwa w UE Czarnogóra. Odstrzelono tam lecącego do Polski orlika grubodziobego. W naszym kraju żyje tylko 40 par tego gatunku. Uśmiercony orlik, nazywany przez ornitologów "Bruzdą", był jednym z 17 obserwowanych przez naukowców. Był najsilniejszym samcem żyjącym nad Biebrzą. Miał wszczepiony nadajnik GPS, więc naukowcy zaniepokoili się, że w krótkim czasie przemieścił się z bagien Parku Narodowego Jezioro Szkoderskie, gdzie zimował, do odległego o 100 km rejonu Podgoricy. Ornitolodzy znaleźli wypchanego ptaka na biurku... dyrektora tego właśnie parku w Czarnogórze. Mętnie tłumaczył, że był przekonany, iż znaleziony w ptaku nadajnik był częścią aparatury szpiegowskiej.

- Trudno jednak uwierzyć, że dyrektor zajmujący się ochroną przyrody nie wiedział, że urządzenie ma związek z badaniami naukowymi - sugeruje Grzegorz Tabasz. - Po prostu strzelanie do ptaków śpiewających i drapieżników jest częścią kultury krajów południowej Europy. Trudno wykorzenić tam przywiązanie do tradycji. Nawet jeśli na projekt ochrony orlika grubodziobego Unia Europejska wydaje blisko półtora miliona euro.

Co ciekawe, wypchane ptaki, będące pod ochroną, można też znaleźć w nadleśnictwach Sądecczyzny. Efektownego puszczyka uralskiego prezentuje Nadleśnictwo Piwniczna, kierowane przez Stanisława Michalika. Podkreśla on jednak, że wszystkie chronione ptaki zostały wcześniej np. potrącone przez samochody czy zginęły rażone prądem z linii wysokiego napięcia.

- Wspomniany puszczyk był akurat ofiarą ataku jastrzębia gołębiarza - zastrzega nadleśniczy Michalik. - Zdołał się obronić, ale był tak poważnie ranny, że zdechł. Był zaobrączkowany w Bardejowie, co oznacza, że badali go słowaccy ornitolodzy. Ostatecznie wypchany okaz wylądował na naszej wystawie ptaków, objętych ochroną.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski