MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zapleśniała bułka

Redakcja
Rosja przegrała I wojnę światową, gdyż bolszewicy dopuścili się zdrady i pozwolili pokonać się Niemcom”. Tak prezydent Putin przedstawił właśnie rosyjskim parlamentarzystom sens tamtej wielkiej wojny.

Jan Maria Rokita: LUKSUS WŁASNEGO ZDANIA

Dla zamaskowania owej zdrady wymyślono leninowską bajkę o "wojnie imperialistycznych mocarstw” – wyjaśnił Putin. A Rosja nie uczciła dotąd jak trzeba bohaterstwa carskiej armii. Z perspektywy historii to jest prawda zbadana i potwierdzona przez zastęp historyków. Gdyby nie zdrada bolszewików, Rosja byłaby uczestnikiem zwycięskiej Ententy i nie pozwoliłaby na odrodzenie się wolnej Polski. Tyle tylko, że w ciągu ostatnich stu lat prawda o dywersancie z pseudonimem Lenin, przerzuconym na tyły frontu przez niemiecki wywiad, była nie tylko – co oczywiste – dynamitem antysowieckim. Także w Rosji uwolnionej od komunizmu nie wypowiedział jej ani Gorbaczow, ani Jelcyn, ba… nawet młody Miedwiediew. I przecież nie bez powodu kremlowscy przywódcy traktowali tę prawdę jako niebezpieczną dla rosyjskiej duszy.

Jeśli bolszewicy zdradzili Rosję, to patriotami byli biali generałowie Kołczak i Denikin, którzy z pomocą Anglii i Francji próbowali odebrać władzę zdrajcom. I prawda – ten etap Putin ma już za sobą. Trzy lata temu, składając kwiaty na grobie Denikina, z wdzięcznością przypomniał jego słowa, iż "Ukraina pozostanie na zawsze wewnętrzną sprawą Rosji, bo nikomu nie wolno mieszać się w relacje między Wielką i Małą Rusią ”. Patriotami muszą być także liczni wymordowani antybolszewiccy powstańcy i buntownicy. Putin i to już przeszedł, sprawiając uroczysty państwowy pogrzeb Aleksandrowi Antonowowi – dowódcy zbuntowanych chłopów, wytrutych przez Tuchaczewskiego gazami bojowymi w lasach guberni tambowskiej. Ale logika zdrady jest nieubłagana. Prawym Rosjaninem musi być także generał Własow, który starał się zrobić to samo co Kołczak i Denikin, tyle że z pomocą hitlerowskich Niemiec. I tu zaczyna się polityczny kłopot. To, co się stanie z mitem Wielkiej Wojny Ojczyźnianej i historycznej Pobiedy 1945 roku, która Rosję – tym razem sowiecką – ustawiła na nowo w rzędzie wielkich mocarstw, dała jej członkostwo Rady Bezpieczeństwa i mandat wywierania wpływu na cały świat? Co w ogóle z dzisiejszą rosyjską dumą i świadomością narodową , której nie ukształtował przecież mit o męczeństwie zdradzonych przez Zachód nad Drawą Kozaków, tylko o heroicznej obronie Leningradu i zwycięskich czerwonoarmistach, brawurowo zdobywających Berlin? No i jaki ma być los trumny głównego zdrajcy, spoczywającej nadal w imperialnym mauzoleum pod murami Kremla?

Przedstawiając komunizm jako zdradę Rosji Putin przywraca prawdę i podejmuje zarazem ryzyko polityczne. Tak ostro zredefiniowany spór o historię jest bowiem na rękę rosyjskim komunistom, jedynej dziś – jakkolwiek by to groteskowo brzmiało – demokratycznej partii walczącej z tyranią Putina. Nic dziwnego, że lider komunistów Ziuganow napiętnował prezydenta jako zdrajcę, który chce zniszczyć dziedzictwo radzieckiego patriotyzmu. Zawiła przewrotność rosyjskiej polityki staje się niemal trudna do pojęcia. Demokracja rosyjska posługuje się dziś historycznym kłamstwem o bolszewikach, w ten sposób godząc w autorytaryzm Putina. Natomiast historyczna prawda głoszona jest z aż nadto czytelną rachubą, iż pomoże usprawiedliwić wewnętrzną tyranię i wzmocni odbudowę utraconych mocarstwowych marzeń. Zdrada Lenina nie polega przecież na tym, że stworzył diabelski system zorganizowanego kłamstwa i przemocy , nazwany komunizmem. Zdradą Lenina jest to, że dla interesu rewolucji poddał Rosję Niemcom. Stalin tego błędu już nie popełnił, więc zapewne zdrajcą Rosji nie jest. Odbudował potęgę, którą utrzymywali – jak można mniemać – także patrioci Chruszczow i Breżniew. Kolejnym wyrzutkiem jest więc dopiero liberał Gorbaczow, który przez nieudolność rozwiązał wielkie mocarstwo. W tej sprawie Putin nie ma wątpliwości – to było przecież "największe geopolityczne nieszczęście XX wieku”. Tylko rolę Borysa Jelcyna prezydent jest skłonny dyskretnie przemilczać: ostatecznie to z jego rąk i z jego woli wziął władzę nad krajem.

Kiedyś Putin porównał (niezbyt wybrednie) historię do zapleśniałej bułki, z której polityk wyciąga sobie co tylko mu się podoba. Najwyraźniej tak właśnie prezydent Rosji patrzy na dzieje własnego kraju. Bolszewik, eser, Kozak, białogwardzista, pop, własowiec, czekista albo dysydent – to dla Putina bez znaczenia. Nieoczekiwanie Stalin idzie wtedy do rosyjskiego nieba pod rękę z Sołżenicynem, a Lenin do piekła z Gorbaczowem. Liczy się tylko jedno: budował imperium Moskwy czy je osłabiał. Taki XXI-wieczny, trochę cyniczny, postmodernistyczny nacjonalizm.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski