MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ale się boją

Redakcja
Pogoda zdecydowanie lepsza niż w grudniu, czasami nawet przebłyśnie słońce. Optymiści czują już pierwsze powiewy wiosny. Ogólnie jest weselej. Szczególnie w polityce.

Tadeusz Jacewicz: Z BLISKA

Na ten czas czekamy cztery lata. Długo, ale warto. Właśnie moment nadszedł. Politycy uśmiechają się bardziej fałszywie niż zwykle. Pochylają się gorliwie nad naszymi sprawami, kopiąc przy okazji konkurencję, żeby nie wyjść z wprawy. Walentynkowe deklaracje ich miłości potrwają w tym roku do października. Wtedy zagłosujemy, wybrani wykonają gest Kozakiewicza i wszystko wróci do normy. Na kolejne cztery lata.

Teraz jednak rozpoczęła się gra wstępna. Uwodzą nas, pieszczotliwie się przymilają, deklarują bezgraniczne oddanie. Łatwo im to przychodzi, bo kłamstwo jest ulubioną techniką uprawiania polityki. Nie tylko zresztą w Polsce. Kłamią wszędzie, najłatwiej i najbezpieczniej jest jednak łgać u nas. W lepiej zorganizowanych państwach polityk przyłapany na bezczelnym mijaniu się z prawdą jest wypychany z układu. W interesie kolegów, którzy zręczniej opowiadają bajki. U nas nie ma kłamstwa, które kończy karierę. Życie publiczne jest rzeką, którą płyną prawdziwe góry łgarstw. Ich autorzy wiosłują obok, pozdrawiając nas promiennie. Nie ma mechanizmów ich zatopienia ani skierowania na bok. Nawet w komisjach śledczych, gdzie mówienie prawdy jest nakazane prawem, wszyscy mówią to, co wygodne, a nie, co jest zgodne z faktami. Czy kogoś za to posadzono? Wolne żarty.

Zanim dojdziemy do poziomu Ameryki czy W. Brytanii, gdzie kanty w polityce tępi prawo i obyczaj, musimy cieszyć się tymi okruchami satysfakcji, które nas czekają. Przyglądajmy się zachłannie politykom i rozkoszujmy konwulsjami, jakie ich czekają. Nieładnie jest cieszyć się nieszczęściem innych, ale cierpienia matołów politycznych są z tej reguły wyłączone. Można się błogo uśmiechać. Ale się boją.

Mają czego się obawiać. Władza w Polsce to nie tylko mandat w parlamencie czy posada ministra. Tych jest niedużo i nie dla wszystkich wystarczy. Każdy jednak z wybrańców ciągnie za sobą potężny peleton partyjnych aktywistów, pociotków, kolegów i ich krewnych. Nikt tego nie policzył, ale w skali kraju to jest kilkaset tysięcy posad. W małych miejscowościach już referenci mają jakieś koneksje. Warszawa jest kopalnią złota dla ludzi, którzy bez napędu politycznego podpieraliby ściany w urzędach pracy. Mają superposady, samochody służbowe, sekretarki - i spokojną robotę pod parasolem protektora.

Stworzyły się już mechanizmy dziedziczenia takich synekur. Zarzuty nepotyzmu odrzucane są z pogardliwym oburzeniem. Przecież nie można młodemu człowiekowi odmawiać zatrudnienia tylko dlatego, że nazywa się tak, jak tatuś - argumentują ludzie wrażliwi na sprawiedliwość i krzywdę.

W Polsce nie jest tak źle, jak w państwach postradzieckich, ale znacznie gorzej niż być powinno. W pewnym sensie rozumiem ten mechanizm. Taki stworzyliśmy system, takich wyhodowaliśmy ludzi. Oni świetnie się do demokracji przystosowali. Kochają władzę, ale widzą, że w opozycji też nie przymiera się głodem. Jeśli nie wypadną z układu, nie zginą.

Dobrym przykładem jest ten oparty o autobus pijaczek, złapany przed sejmem przez reportera telewizyjnego. Pewnie oświadczył, że jest posłem, dodając z dumą, z jakiej partii. Jak każdy inny wybraniec narodu ma do dyspozycji ok. 30 tysięcy złotych miesięcznie. Na część wydatków musi przedstawić rachunki, pozostałe idą do kieszeni. Sam się wyżywi, da też innym. Bliskim sobie oczywiście, bo do takich ma zaufanie.

Ktoś tego dżentelmena wynalazł, wstawił na odpowiednie miejsce listy. Wyborcy mechanicznie postawili krzyżyk. Otwarły mu się wrota raju na cztery lata. Dla wielu innych jest to już kilkanaście lat. Nieliczni ciągną od samego początku. Do niczego innego się nie nadają. Jeśli wypadną z układu, czeka ich kataklizm. Przecież nie pójdą do pracy za dwa tysiące złotych. Na solidarność kolegów nie można liczyć, zresztą oni też mogą mieć kłopoty.

Przykład Andrzeja Leppera jest groźnym ostrzeżeniem. Był posłem, wicepremierem, nie wychodził z telewizji. Dzisiaj nie wychodzi z nędznego biura, gdzie śpi na kozetce. Padła partia, zniknęli koledzy. Jest, jak powiadają Amerykanie, Mr. Nobody. Ma na szczęście gospodarstwo rolne, więc może liczyć na własne mleko i warzywa. Słaba to jednak pociecha dla byłego wicepremiera.

Zaczęła się twarda walka o miejsce na listach wyborczych. Dla wielu bój to będzie ostatni. Wiedzą o tym i przed niczym się nie cofną.

Długo to potrwa, bo do października jeszcze osiem miesięcy. Warto jednak przyglądać się tym konwulsjom. Po pierwsze, to przyjemny widok. A po drugie, można sobie wybrać kogoś do odstrzelenia. A potem postawić krzyżyk.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski