Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Aleksandra Sawicka/ moje domowe tygrysy (110)

Opr. (MAT)
Moja kochana kotka, słuchając ze mną doktor Sumińskiej, doszła do wniosku że ma niewielkie opóźnienie i natychmiast się poprawiła! To była najpiękniejsza kupka świata!

Wreszcie wolna chwila, ale już znowu późno. Cała piąta doba będzie jutro rano, brakuje nam jeszcze około 10 godzin.

Od czasu, kiedy w sobotę doktor zapakował Czitkę w kaftanik, mamy chyba zmiany nieustająco na lepsze, ale przyznam, że pod kaftanik nie zaglądaliśmy, bo jak go potem znowu założyć?

Kiciusia już zdecydowanie mniej śpi, więcej jest w ciągu dnia czuwania i poddawania się głaskaniom. Chodzi bardzo niechętnie, najbardziej lubi być noszona na rękach, a spacerek, owszem, do kuwetki i szybciutko przez całe mieszkanie na parapet okna, albo w drugim pokoju na leżankę. Tam następuje bardzo długie i częste mycie wszystkiego, co wystaje spod kaftanika, no i spanie.

Wczoraj wieczorem samodzielnie wskoczyła via krzesło na parapet okna, gdzie odbyła długie czuwanie w pozycji siedząco-zainteresowanej, a potem w łóżku były próby zabawy tasiemką. Apetyt dopisuje. Kupki od operacji były już cztery, i to jakie! Siusia regularnie.

Myślę, że generalnie obrażona jest na kaftanik. W domu są dwie opcje przeciwstawne: moja - przetrzymać do czwartku, czyli zdjęcia szwów i Jurka - zdjąć, bo nic już sobie nie wyliże.

Mam tylko nadzieję, że jak zdejmiemy słynne ubranko w dalmatyńczyki, to kicia przypomni sobie, że łapki są do chodzenia.

Zdjęliśmy na chwilę kubraczek… Ale jak się okazało, tylko na chwilę! Kiciucha wyskoczyła z Fionciowego fartuszka natychmiast i w sekundę była to już inna kotka! Szczęśliwa i wyzwolona! A ile było otrzepywania się, a jaki chód rześki natychmiast, a podskoki, a oczka bystre! No i się zaczęło bardzo dokładne mycie całego futerka, które było pod kaftanikiem. Łapki, grzbiet, boczki i coraz bliżej... coraz bliżej... i brzuszek!!!

Oczywiście natychmiast obejrzeliśmy miejsce nieoglądane od soboty, fioletowe od pioktaniny, ale pięknie wygojone. No tak, ale zainteresowanie szwami niestety obróciło się w ich namiętne skubanie. I lizanie. I skubanie. I lizanie. I tak w kółko.

O, co to, to nie! Od zdejmowania szwów jest jutro pan doktor!!! Ty, Czitusia, już nie bądź taki chirurg-amator! A co to za samoobsługa??? I tym sposobem wpakowaliśmy kotkę „abarotno” w Fionciowe dalmatyńczyki.

Wytrzymaliśmy od soboty, to i wytrzymamy do jutra. A może nawet po szwach jeszcze jeden dzień, tak dla wszystkiego.

Ale ostatecznie w ciągu pół godziny wszystko zostało dokładnie umyte i myślę, że komfort rekonwalescencji poprawiony. Bardzo się oczywiście małpeczce ponowne zasznurowanie nie podobało i śpi obrażona, zwinięta w precelek.

Trudno, myszko, jeszcze chwila, moja ty najcudniejsza i dzielna Tutusiu, jak mawiam do niej w tych trudnych dniach. Jeszcze chwila.

***

Już, już! Właśnie wróciliśmy z kliniki, gdzie osobiście nasz pan doktor w obecności licznego audytorium dokonał błyskawicznego wyjęcia szwów!

Niestety będzie to relacja jedynie z drugiej ręki, albowiem Jurek zabrał kicię do gabinetu, a następnie wszyscy mnie wyrzucili na dwór!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski