MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Czekam na doping kibiców, a nie na współczucie

Redakcja
Katarzyna Rogowiec z brązowym medalem, zdobytym w Vancouver Fot. archiwum biegaczki
Katarzyna Rogowiec z brązowym medalem, zdobytym w Vancouver Fot. archiwum biegaczki
- Ten medal jest najpiękniejszy i najcięższy spośród wszystkich, które mam - opowiada nam Katarzyna Rogowiec, brązowa medalistka paraolimpijska w biegu narciarskim na 15 km stylem łyżwowym po powrocie z Vancouver.

Katarzyna Rogowiec z brązowym medalem, zdobytym w Vancouver Fot. archiwum biegaczki

ROZMOWA. Katarzyna Rogowiec, jedyna polska medalistka igrzysk paraolimpijskich w Vancouver, jest sportowcem zawodowym, ale warunki do uprawiania sportu ma amatorskie

- Przyznam, że nie wierzyłam, iż mogę stanąć na podium. W grudniu 2009 roku właściwie byłam zdecydowana nie jechać do Vancouver. Forma była taka sobie, brakowało mi motywacji i nie chciałam się zbłaźnić, bo przecież jestem dwukrotną mistrzynią. A potem wystartowałam w Pucharze Świata w Norwegii, poczułam atmosferę zawodów i uświadomiłam sobie po raz kolejny, że kocham narty, że nadal potrzebuję sportowej adrenaliny. Tuż przed wyjazdem na igrzyska rozdzwoniły się telefony. Rodzina i znajomi pytali o harmonogram startów, obiecywali trzymać kciuki i umawiali się na internetowe oglądanie transmisji. Zrobiło mi się ciepło koło serca.

Jak wyglądała walka o medal?

- Warunki były trudne. Biegłyśmy trzy pętle po 5 kilometrów. Najbardziej męczące jest trzymanie nóg w napięciu i na podbiegach, i na zjazdach, a szczególnie podczas nawrotów o 180 stopni, kiedy to jeszcze bardziej musiałam się koncentrować i napinać mięśnie. W tak trudnych warunkach liczy się pomoc. O tym, co dzieje się na trasie biegu dowiadywałam się od trenerów innych ekip, którzy mieli komputer przed sobą, śledzili komunikaty i podawali je swoim zawodniczkom. I na przykład trenerka rosyjska, której zawodniczka prowadziła krzyknęła mi: "Przyłóż Kaśka, przyłóż! Masz szansę na brąz". Na trasie byli też nasi - Robert Kamiński i Dawid Damian, pomagali jak mogli.

- Takie informacje są ważne?

- Bardzo, gdybym nie dostała informacji od rosyjskiej trenerki, że walczę o trzecie miejsce chyba nie wykrzesałabym z siebie tylu sił. Ogromnym wsparciem był dla mnie też trener ekipy amerykańskiej. Na ostatnim długim podbiegu, na każdym okrążeniu, dyktował mi tempo. Krzyczał: "Przestań drobić, rozjedź się". Bo jest tak, że gdy brakuje sił, mózg przestaje pracować i gubisz swoją technikę. Jeśli wtedy jest ktoś, kto ci daje wskazówki, kto biegnie za tobą - można się skupić na tym, żeby nie upaść.

- Miała Pani badanie antydopingowe?

- Owszem. Przed zawodami położyłam się już do łóżka, była dziesiąta wieczorem, a tu pukanie i wchodzi pani z kontroli antydopingowej. Przed trzecią nad ranem już byłam z powrotem. Zresztą muszę powiedzieć, że z badaniami antydopingowymi bywa wśród osób niepełnosprawnych różnie, jeśli chodzi o technikę ich przeprowadzenia i zachowanie procedur, bo na przykład niektóre czynności wymagają pomocy innych osób.

- W okresie przygotowawczym miała Pani zapewnione wszystko, czego było potrzeba?

- Przygotowania do startu zaczęły się w maju-czerwcu zeszłego roku. Stypendium olimpijskie zaczęliśmy dostawać w sierpniu. Dwaj masażyści byli z nami na igrzyskach, a w okresie przygotowawczym jeden z nich spotkał się z nami dwa razy (tydzień w styczniu i lutym na obozach). Serwismena poznałam już w Vancouver.

- Jak układała się Pani współpraca z trenerem koordynatorem, Krystyną Murdzek? Podobno bywało różnie.
- Właściwie to nie mogłyśmy się dogadać. Pani Krystyna jest emerytowaną nauczycielką szkoły dla młodzieży niepełnosprawnej intelektualnie i co prawda zdobyła tytuł trenera pierwszej klasy, ale nie ma doświadczenia w pracy ze sportowcami, którzy mają rutynę i sukcesy. Stanęła do konkursu na to stanowisko i wygrała. Nie miała konkurencji, bo o ile wiem, za tysiąc złotych miesięcznie żaden poważny trener nie zgodziłby się pracować. Przed moim biegiem na 5 kilometrów wezwała mnie do siebie, żeby mi powiedzieć, że prowadzę niehigieniczny tryb życia. A ja przecież poszłam na ceremonię wręczenia medalu, a potem na konferencję prasową i kolację, spotkałam się z Polonią.

- Prezes Polskiego Komitetu Paraolimpijskiego Longin Komołowski przyznał po powrocie do kraju, że Rosjanie i Ukraińcy od igrzysk w Turynie zrobili ogromne postępy, więc trudno będzie w najbliższych latach im dorównać.

- Jeśli nic się u nas nie zmieni w podejściu do zawodnika, jak również w formule organizacyjnej instytucji, które się nami zajmują - to prezes ma rację.

- Jest Pani energiczną osobą, znaną i utytułowaną, dlaczego nie zacznie Pani działać w tej materii?

- Jak dotąd zawodnicy słyszeli, że powinni się zajmować trenowaniem, a nie reformowaniem. Ale kto wie, może pora, żeby się odważyć.

- Na stronach internetowych "Startu" i Polskiego Komitetu Paraolimpijskiego nie ma nawet wyników z Vancouver.

- Kuleją też podstawowe sprawy organizacyjne. Od trzech miesięcy nie dostaję stypendium sportowego, bo Polski Związek Sportu Niepełnosprawnych "Start" z jakichś względów nie otrzymał jeszcze środków z ministerstwa. No i nie mam swoich 600 złotych netto miesięcznie.

- A jaka jest Pani opinia o organizacji paraolimpiady?

- Kanadyjczycy stanęli na wysokości zadania. Musieli zdążyć na przykład z zamianą pięciu olimpijskich kółek na trzy paraolimpijskie łezki. Wszystko, począwszy od ceremonii medalowych poprzez przygotowanie tras, hotele, a także relacje w telewizji było przeprowadzane tak, jak podczas igrzysk normalnych.

- Co oznacza wspomniany symbol ruchu paraolimpijskiego?

- Trzy łezki oznaczają osiąganie najwyższego poziomu sportowego, inspirowanie i emocje jakich dostarczamy. Zawierają sporo ładunku ludzko-społecznego. Ale gdy czekam na strzał startera nie myślę o tym, dla kogo i jaką inspiracją będę. Chcę być najlepsza. Na mojej twarzy w trakcie biegu widać zaciętość i ambicję. Czasami sama siebie na tych zdjęciach nie poznaję. Wola walki była we mnie zawsze silniejsza niż słabość ciała. I tak jest do dziś.

- W polskiej telewizji, zamiast transmisji z zawodów, prezentowano minietiudy na temat paraolimpiady. Praktycznie nie podawano wyników i nie było relacji z zawodów. Reporterka TVP zwracała uwagę przede wszystkim na determinację zawodników i ich hart ducha.

- Pamiętam rozmowę z pewną kanadyjską wolontariuszką, której tłumaczyłam, że dla mnie, osoby bez rąk i dla kolegi bez nogi liczy się przede wszystkim sport. Chcemy dopingu kibiców, a nie współczucia. Chcę słyszeć: "Kaśka dawaj, dawaj", a nie - "Kasiu, jak ty heroicznie stawiasz czoło swojemu kalectwu". Obiecała, że będzie wszystkim to powtarzać. Trzeba to tłumaczyć także dziennikarzom w Polsce, aby rozumieli czym są zmagania paraolimpijskie. Komentator Eurosportu nie skupiał się na tym, czy zawodnik jedzie na jednej narcie. Oceniał technikę, wytykał błędy. Widz patrzył na sportowca, a nie na kalekę. Bo nie ma znaczenia, czy jesteś pełnosprawny, czy nie. Jeśli masz w sobie ducha sportu, to go masz. Wszędzie, no prawie wszędzie, na świecie sportowiec jest sportowcem. Ten z rękami i bez rąk. Ten z nogami - i bez nóg.
- Jak Panią wyekwipowano na igrzyska?

- Zabrałam do Vancouver cztery pary nart do techniki łyżwowej i trzy pary do techniki klasycznej. Ale wiadomo było od początku, że jedne do "łyżwy" i jedne do "klasyka" są nartami rezerwowymi i w zależności od tego komu będą potrzebne - ten je dostanie.

- Sportowcy zdrowi jak Kowalczyk, Małysz czy Sikora dostali wszystko, nawet indywidualnych trenerów. Pani, dwukrotna medalistka z poprzednich igrzysk, nie mogła liczyć na takie wsparcie.

- Nawet w połowie na takie wsparcie nie mogłam liczyć. A też jestem de facto sportowcem zawodowym i stawia mi się wysokie wymagania. Tyle, że warunki do uprawiania sportu mam jak amatorzy. Jakie szanse na medale miałaby Justyna Kowalczyk, gdyby musiała codziennie podpisywać w biurze listę obecności, gdyby serwismena poznała dopiero na igrzyskach, zamiast czterdziestu par nart miałaby pięć, a masażysta pojawiałby się i znikał?

- Ktoś może powiedzieć, że Kowalczyk biegnie w stawce 60 rywalek, a Pani ma ich trzy razy mniej, więc jest Pani łatwiej.

- Nie zgadzam się. Na paraolimpiadę nie jedzie każdy, kto chce. Musi spełnić kryteria. No i to chyba dobrze, że nie ma aż tylu niepełnosprawnych sportowców. Dla mnie moje narciarstwo to inna dyscyplina sportu, bardziej na swój sposób elitarna.

- Czy chce Pani dalej biegać?

- Bardzo. Tylko, że świat idzie naprzód, jak to już zauważył prezes Komołowski i chałupniczymi metodami można wywalczyć złoto raz. Powtórzyć się tego nie da. Żeby rzetelnie trenować, nie mogę żyć w niepewności - będą pieniądze - nie będzie ich, pojadę - nie pojadę.... A przed wyjazdem do Vancouver dopiero ostatnie dwa miesiące byliśmy na zgrupowaniach, obozach. Startowaliśmy w zawodach pucharowych we Francji i w Niemczech. Tak czy inaczej jakieś pieniądze wyłożono. Zostały kupione cztery wiatrówki (po 10 tysięcy zł) i dostałam - podobnie jak wszyscy zawodnicy - po dwie pary nowych nart na ten sezon. Doceniam wszystkie te działania. Dzięki nim wiem już, że moja wiatrówka wymaga modyfikacji. Teraz strzelam 30-40 sekund dłużej niż inni zawodnicy, bo oni stabilizują się raz, a ja muszę to robić po każdym strzale. Tracę na dystansie ponad dwie minuty. Gdybym je odzyskała, mogłabym sobie pozwolić nawet na niecelny strzał i tak byłabym najlepsza. W Vancouver spudłowałam i jedna karna runda odebrała mi medal.

- Można by powiedzieć, że sportowcy niepełnosprawni powinni dostawać więcej pieniędzy, bo często sprzęt sportowy trzeba specjalnie dla nich przystosować.

- Tylko, że to wymaga nakładów, a my nie mamy sponsorów.

- I chyba nie będziecie mieć skoro nie transmituje się relacji z zawodów i loga sponsora - jeśli taki by się pojawił - nie zobaczyłby nikt poza zawodnikami. Czyli koło się zamyka?

- No, chyba tak. Bo żeby mieć sukcesy, trzeba w siebie inwestować, ale nie ma pieniędzy, a jak nie ma pieniędzy nie ma inwestowania i nie ma wyników. Tymczasem warto pomagać nie tylko nam, ale też młodym utalentowanym sportowo ludziom, żeby miał nas kto zastąpić. Powinni o to zadbać działacze, we własnym interesie. No, bo z kim będą podróżować po świecie, jak nie będzie miał kto startować? Po zdobyciu przeze mnie medalu mieliśmy spotkanie z kanadyjską Polonią i wtedy państwo Jolanta i Ryszard Sławscy wręczyli mi prywatną nagrodę - pięć tysięcy dolarów. Chciało mi się jednocześnie śmiać i płakać. Bo przecież cały czas się zastanawiałam - mając medal olimpijski w kieszeni - jak przeżyję kolejne miesiące bez pieniędzy i jak spłacę debet na koncie. A tu nagle taki prezent.
- A Pani stypendium jako złotej medalistki olimpijskiej?

- Dostawałam do ubiegłego roku, do mistrzostw świata w Finlandii. Nie zdobyłam tam medalu i stypendium przestało mi przysługiwać. A było to 2300 zł brutto, jak dla mnie duże pieniądze. Trenowało mi się wówczas spokojniej niż przed igrzyskami, gdy dostawałam 600 złotych.

- Czy za zdobycie medalu obiecano nagrodę pieniężną?

- Minister sportu może mi przyznać nagrodę finansową. Ale czy przyzna - nie wiem. Za dwa złote medale na poprzednich igrzyskach dostałam 11 tys. zł netto. Minister sportu może mi też przyznać stypendium. Ile i kiedy - nie wiadomo. Pieniądze bardzo by się przydały. Jestem na urlopie bezpłatnym, bo przygotowanie się do igrzysk i wypełnianie obowiązków zawodowych było tym razem nie do pogodzenia.

- W Vancouver wybrano Panią na drugą kadencję do Rady Zawodniczej przy Międzynarodowym Komitecie Paraolimpijskim.

- To dziewięcioosobowe gremium reprezentuje ponad 10 tysięcy niepełnosprawnych zawodników. Mamy głos doradczy. Ważny w kontekście zmian w międzynarodowym ruchu paraolimpijskim. Chodzi w nich o przystosowanie struktury Międzynarodowego Komitetu Paraolimpijskiego - w skład, którego wchodzi obecnie ponad 200 krajów - do wymogów współczesnego zarządzania sportem. W tej kadencji nadal ważna będzie popularyzacja ruchu paraolimpijskiego w szkołach. Wybranie mnie do rady na następną kadencję, to dla mnie zaszczyt i przejaw dużego zaufania ze strony kolegów. Ale też wyzwanie.

Rozmawiała MAJKA LISIŃSKA-KOZIOŁ

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski