MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Damski kapelusz

Redakcja
Po kapelusz chodziło się do modniarki. W Krakowie było kilka renomowanych zakładów, w których można go było albo kupić, albo zamówić. Model wybierało się według własnego gustu, ale i sugestii modniarki. To była poważna inwestycja finansowa.

Barbara Rotter-Stankiewicz: ZA MOICH CZASÓW

Moja babcia chodziła w kapeluszu prawie zawsze – zimą były to filcowe, często obszyte futrem, przeważnie czarne, małe kapelusiki, a latem słomkowe – też czarne albo kremowe. Z gołą głową widywałam ją tylko w domu – wyjście było równoznaczne z ubraniem kapelusza. Wśród krakowianek był to zwyczaj tak silny, że jak opowiadała mi jedna z sióstr duchaczek, zajmujących się kuzynką ks. Karola Wojtyły, Felicją Wiadrowską, ubierała ona kapelusz przed każdym wyjściem do kościoła. Sęk w tym, że wchodziła do niego przez zakrystię, bo mieszkała w klasztornym budynku. Nie wyobrażała sobie jednak, by "pójść do kościoła” bez kapelusza.

Moja mama miała już skromniejszy arsenał tego typu nakryć głowy. Kapelusze nosiła tylko wiosną i jesienią, dobrane kolorem do płaszcza. Przeważnie były rude albo popielate, trafił się jakiś beżowy. Widocznie nie lubiła czarnych… Z letnich pamiętam tylko jeden – z… liliowego perkalu w czarne wzorki, usztywniony dookoła drutem. To musiały być lata sześćdziesiąte, więc jeśli wierzyć znawcom, taki kapelusz powinien być teraz krzykiem mody, bo właśnie wróciliśmy do wzorów z tamtej epoki.

Osobiście za kapeluszami nie przepadam – zdarzyło mi się chyba raz w życiu, że nosiłam z upodobaniem czarny "góralski”.

Teraz modniarki – przynajmniej w Krakowie – jak na lekarstwo, a kapelusz, jeśli już w ogóle się go kupuje – to np. w… Biedronce albo innym masowym sklepie lub – na straganie. Bywają też oczywiście w bardziej "markowym” wydaniu, ale nie cieszą się specjalnym powodzeniem. Niepraktyczne, duże, sztywne, nie wolno ich prać – same mankamenty.

Nie tak dawno zamarzył mi się jednak letni kapelusz – był granatowy, z dużym rondem i nawet własne dziecko płci męskiej orzekło, że mi w nim do twarzy. Już, już miałam sobie taki ekstrawagancki element stroju zafundować, ale zaczęłam się zastanawiać, gdzie też ja w nim będę paradować. W pracy? W busie, którym dojeżdżam do Krakowa, czy może na wsi, gdzie mieszkam?

I tak zaoszczędziłam kilkadziesiąt złotych. Za parę dni zobaczyłam, że mój upragniony model kupiła sobie… moja córka. Widocznie coś w sobie miał.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski