MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Dante 01

Redakcja
Kino jest sztuką współpracy. Sportem drużynowym. Nawet genialne jednostki nie potrafią tworzyć bez wsparcia współpracowników. Tak jest w przypadku duetu Jean-Pierre Jeunet i Marc Caro - najbardziej oryginalnych twórców kina francuskiego lat 90.

Rafał Stanowski: FILMOMAN

Pierwszemu z nich poświęciłem niedawno felieton, relacjonując mało udaną fabułę "Bazyl. Człowiek z kulą w głowie". Pisałem wtedy, że od czasu artystycznego rozwodu z Caro, z którym stworzyli "Delikatesy" oraz "Miasto zaginionych dzieci", Jeunet błądzi w labiryncie własnej wrażliwości. Zastanawiałem się, co też dzieje się z Caro, który zniknął zupełnie z horyzontu światowego kina. Aż tu niespodziewanie odnalazłem francuskiego reżysera za sterami statku kosmicznego o nazwie "Dante 01"! Film emitowany w telewizji, został wydany także na DVD. Ekranów kinowych w Polsce, niestety, nie oglądał.

Caro zabiera nas w podróż na odległą stację kosmiczną, gdzie zamknięto ze sobą psychopatyczną grupę, podzieloną na więźniów i strażników. Przylatujemy wraz z nowym skazanym i nową jego nadzorczynią. Niedługo po ich przybyciu w bazie zaczynają się dziać rzeczy dziwne i niezrozumiałe. Okazuje się, że statek jest pierwszym kręgiem Dantejskiego piekła.

Film ciekawy i niebanalny. Przesycony plastyczną wrażliwością, podkreślaną przez dopracowane efekty specjalne. Caro używa najnowszej technologii filmowej, by wykreować sugestywny obraz przestrzeni. Zanurza się w mroku ludzkiej podświadomości, przywodząc na myśl genialną estetykę "Miasta zaginionych dzieci". Zamknięcie w ciasnej bazie, dominacja technologicznej scenerii, ludzie osaczeni przez maszyny i monolit ścian. To wszystko potęguje nastrój zagubienia w kosmosie - tak charakterystyczny dla kina SF. Odnajdziemy tu echa jego sztandarowych filmów, jak "2001: Odyseja kosmiczna" (finałowa sekwencja) czy "Obcy 3".

Francuz nie pozwala się jednak przytłoczyć efektom, lecz szuka w futuryzmie - na podobieństwo największych jego twórców - humanizmu. Kosmiczna przestrzeń raz jeszcze okazuje się wyrzutnią dla rozważań metafizycznych, czemu sprzyja efektowna głębia gwiezdnych plenerów. Na myśl przylatuje "Solaris" Stanisława Lema - baza kosmiczna staje się bramą dla spotkania ludzi z najbardziej fundamentalnymi pytaniami.

O ile jednak Lem zdołał wprawić w ruch całą tę kosmologię, tworząc niemal filozoficzny traktat, Caro wpada w pułapkę, którą sam zastawił. Zamknięta w sześcianach stacji załoga nie potrafi wyrwać się z zamkniętego schematu kina. Reżyser próbuje, szuka, buduje napięcie, rozrywa scenariuszowe sztance, jednak bez spektakularnego efektu. Fabuła nadmiernie się ślimaczy, gmatwa, sprawia wrażenie pociętej, jej emocjonalność faluje jak sinusoida. Film, owszem, urzeka plastyczną formą, przyciąga atmosferą i scenografią, jednak nie potrafi obezwładnić świadomości.

Kino jest sztuką współpracy. Przestrzeń wyobraźni Marca Caro powinna wylądować z powrotem na bajkowej planecie Jeana-Pierre'a Jeuneta. Obaj filmowcy mają kosmiczny talent - ale widać go wtedy, gdy orbitują blisko siebie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski