MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Dziwny wtorek

Redakcja
Przez jedno przedpołudnie Polska znów należała do Jarosława Kaczyńskiego. W ciągu pięciu wtorkowych godzin mogliśmy oglądać polską rzeczywistość polityczną na opak.

Jan Maria Rokita: LUKSUS WŁASNEGO ZDANIA

Wczesnym rankiem ministrowie Nowak i Graś zastanawiali się nad wznowieniem komisji do zbadania tragedii smoleńskiej, zaś Leszek Miller wzywał rząd, aby w końcu godnie uczcił pamięć jej ofiar. TVN 24 po raz pierwszy transmitowała na żywo posiedzenie zespołu Antoniego Macierewicza, aby potem z namaszczeniem, bez cienia ironii, komentować odbytą tam debatę na temat dowodów zabójstwa prezydenta.

Także poseł Palikot z powagą wspierał żądanie Macierewicza , aby niezwłocznie stworzyć międzynarodowe gremium, które w końcu prześwietliłoby mroki sprawy smoleńskiej, wobec pełnej dyskredytacji konkluzji rządowej Komisji Millera. We wtorkowe południe żądanie zmiany władzy, zgłoszone przez Jarosława Kaczyńskiego, wyglądało na logiczne dopełnienie dynamicznie rozwijającej się sytuacji. A koniec rządów Donalda Tuska wydawał się być w zasięgu ręki.

Konferencja prokuratora Szeląga zadziałała jak powrót do rzeczywistości. Powiedziano na niej, że prokurator nie ma dowodów na obecność trotylu w kadłubie roztrzaskanego samolotu. To i tak dość daleko idąca zmiana nie tylko w stosunku do ustaleń rosyjskich, ale także do rządowego raportu Komisji Millera. Rok temu oba te gremia z twardą stanowczością wykluczyły obecność w samolocie materiałów wybuchowych. Teraz dowiadujemy się, że badania pozwolą to ustalić dopiero za jakieś pół roku. W ten sposób po raz pierwszy sami śledczy zdyskredytowali wcześniejsze rządowe ustalenia.

Ale po oświadczeniu Szeląga rzeczy stopniowo zaczęły powracać do normalności. Po południu Tusk dowodził, że z Kaczyńskim "nie sposób ułożyć życie w jednym państwie”, Palikot i Leszek Miller pastwili się nad Macierewiczem, a wieczorem TVN znów ze szczerym wstrętem opowiadał o PiS-ie. Można by powiedzieć: typowo polska burza w szklance wody. I na pozór – bez realnych politycznych skutków. Czy jednak na pewno?

Wtorkowy krótki, ale gwałtowny kryzys przypomniał o dzisiejszej politycznej słabości Donalda Tuska, a przypomnienie to uczyniło premiera jeszcze słabszym. Wystarczył jeden sensacyjny artykuł, opierający się o przecieki ze smoleńskiego śledztwa, aby władza Tuska zadrżała na moment w posadach. Widać coraz wyraźniej, że każdy kolejny powrót katastrofy na agendę życia publicznego spycha premiera do politycznej defensywy i paraliżuje jego zdolność rządzenia.

Historia tego dramatu wisi bowiem nad Tuskiem jak miecz Damoklesa; jest jego złym losem i przeznaczeniem. Stąd tak uczciwie i szczerze zabrzmiało parę dni temu rzucone publicznie przez premiera wyznanie: "Och! Przeżyć jeden dzień bez Smoleńska!”. Dzisiaj mszczą się wszystkie popełnione na tym polu błędy i zaniechania, a zwłaszcza bezmyślne wpakowanie się dwa lata temu w niszczącą walkę z romantyczną legendą zmarłego prezydenta.

A swoje zrobiły także zarzuty zdrady, uległości wobec Rosji i "smoleńskiego kłamstwa” , powtarzane dziesiątki razy przez Kaczyńskiego, a za nim przez sprawny chór PIS-owskich polityków, intelektualistów i dziennikarzy. Tylko tak można wytłumaczyć łatwość, z jaką we wtorek rano tak liczni zwolennicy Tuska – zwłaszcza w mediach – byli gotowi porzucić jego sprawę i nieoczekiwanie przyłożyć się do odsunięcia go od władzy. Dziś już doprawdy mało kto – także w samym obozie premiera – wierzy w prawdziwość oficjalnej, rządowej interpretacji okoliczności katastrofy. Mylą się zatem ci, którzy w owym werbalnym radykalizmie Kaczyńskiego chcieliby widzieć taktyczny błąd PiS-u. Owszem, jest to taktyka, która pogłębia podziały i niszczy delikatną tkankę społeczną. Ale za tę cenę prowadzi do skutecznej destrukcji przeciwnika. Istnieje tylko jeden mechanizm, który niepopularnego i mającego licznych wrogów Kaczyńskiego jest w stanie jeszcze raz doprowadzić do władzy. Jest nim właśnie zaczynająca się szerzyć wzgarda dla nieporadnego i wystawionego na ciosy Tuska.

W dziwne wtorkowe przedpołudnie można się więc było przekonać o skuteczności wybranej przez Kaczyńskiego taktyki totalnej delegitymizacji władzy Tuska. Oczywiście, dobrze wiadomo, że –na przekór własnej retoryce i przyprawionej mu przez przeciwników "gębie” – Kaczyński jest w gruncie rzeczy politykiem mało radykalnym i pozbawionym zębów.

Wbrew swoim pogróżkom ani nie przeprowadził dekomunizacji w 1990 r., ani nie rozbił "układu” w 2005 r. Zapewne i tym razem nie schwyta i nie ukarze "morderców”, którym dziś grozi odpowiedzialnością. Tylko zupełnie niewykluczone, że chwytając ich, raz jeszcze schwyta władzę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski