MKTG SR - pasek na kartach artykułów

In saecula seculorum

Redakcja
Na telewizyjnym ekranie plac Świętego Piotra. Trwa msza kanonizacyjna sześciorga błogosławionych, w tym Polaka. Benedykt XVI czyta tekst po polsku. Prawie nienagannie - nic dziwnego, przez kilka lat zdążył się już wyćwiczyć w polskich "łamańcach".

Barbara Rotter-Stankiewicz: ZA MOICH CZASÓW

Gdyby nie pontyfikat Jana Pawła II, pewnie długo przyszłoby nam czekać na polszczyznę płynącą na cały świat z Watykanu. Podobnie zresztą, jak przedstawicielom innych nacji, na słowa w ich ojczystych językach. Dziś to już norma - gdyby podczas audiencji generalnej czy spotkania na modlitwie Anioł Pański transmitowanych z Rzymu papież nie pozdrowił pielgrzymów w kilku językach, w tym po polsku, czulibyśmy się mocno rozczarowani.

A przecież jeszcze kilkadziesiąt lat temu Kościół to była łacina. I nikogo nie interesowało, że ogromna większość ludzi nie rozumie zwrotów wypowiadanych w tym "uczonym" języku. Po łacinie ksiądz odprawiał mszę, po łacinie odpowiadali ministranci. Wielu starszych dziś panów kontakt z tym językiem miało właśnie i tylko w dzieciństwie, gdy służyli do mszy świętej, która zresztą wyglądała wówczas inaczej niż obecnie.

Ksiądz przed ołtarzem odwrócony tyłem do ludzi, mówiący coś "do siebie"... Nic dziwnego, że wielu wiernych po prostu się nudziło - żeby jednak spędzać czas pobożnie, modlili się podczas mszy na własną rękę - odmawiali różaniec, czytali modlitwy z książeczki do nabożeństwa. Ożywienie w kościele następowało tylko w dwóch sytuacjach. Pierwsza to głoszenie kazania, które było dla uczestników mszy zrozumiałe. Oczywiście pod warunkiem, że ksiądz mówił bardzo głośno, bo o mikrofonach na ołtarzu i ambonie nikt wówczas jeszcze nie myślał. Do starszego pokolenia często w ogóle słowa nie docierały - pamiętam, jak moja babcia, która miała kłopoty ze słuchem narzekała, że "dawniej, to księża głośno mówili, a teraz coraz ciszej"....

Już bez żadnych zastrzeżeń elementem mszy, jasnym i bliskim dla wszystkich, było śpiewanie pieśni, a w szczególności kolęd. Wtedy do udziału w nabożeństwie włączały się także dzieci. Grały organy, cały kościół śpiewał. Ale i ta strefa nieco się zmieniła - wprawdzie organy są instrumentem, który nadal dominuje w muzyce kościelnej, ale nie ma już na nią monopolu. Podczas nabożeństw, szczególnie dla dzieci i młodzieży, rozbrzmiewają też gitary, flety czy bębenki. Gdyby na taką mszę trafił któryś z naszych przodków, zapewne bardzo by się zdziwił... jak widać, nic nie jest "in saecula seculorum".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski