Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jedno miękkie, długie brzmienie

Redakcja
Marta Klubowicz i Fred Apke czytali utwory Josepha von Eichendorffa Fot. Wacław Klag
Marta Klubowicz i Fred Apke czytali utwory Josepha von Eichendorffa Fot. Wacław Klag
Jest w fortepianach ustrojstwo, które pozwala dźwiękowi trwać tyle, na ile dźwiękowi starcza oddechu. Prawie w nieskończoność. Im mocniej grzmotniesz w klawisz, najlepiej w któryś po lewej stronie - tym nieskończoność dłuższa jest. Głęboki, studzienny, ciemny mruk kroczy aż do finalnej ciszy. Kroczy bez przystanków, brzmi bez punktów ciszy. Ciągły, uparty, czysty. Wczorajszy Salon Poezji właśnie tak wybrzmiał.

Marta Klubowicz i Fred Apke czytali utwory Josepha von Eichendorffa Fot. Wacław Klag

Paweł Głowacki: SALONY

Marta Klubowicz i Fred Apke czytali utwory Josepha von Eichendorffa. Mówi wam coś to nazwisko? No właśnie. Klubowicz, sama tłumacząc zdania tego na Śląsku urodzonego, późnego romantyka niemieckiego - przypomina, co z takich, bądź innych przyczyn na nicość skazane było. Odkopuje delikatne dziełka pety urodzonego w Łubowicach koło Raciborza i pochowanego w Sanoku, ledwie pół kilometra od miejsca narodzin Klubowicz. Odkopuje zapadłą przeszłość i lepi z niej coś na podobieństwo seansu pożegnania. "Śmierć romantyzmu" - taki tytuł nosił poranek wczorajszy. Lecz słowo "śmierć" to słowo za mocne, jak się okazuje.
W czterdziestu minutach czytania Klubowicz i Apkego, w kilku maleńkich, doskonałych śpiewach Aleksandry Maurer - nic nie było z chłodu trupa, z ostateczności trumny, oraz z tej chwili dwuznacznej ulgi żywych, kiedy grudy pukają w wieko, a proboszcz pieje o gościnności anielskich chórów. Nie. Przypomnienie Klubowicz to same nienachalne dotknięcia.
Trochę nostalgii, naparstek melancholii, dwie, trzy łzy, przez Eichendorffa napisane w "Trenach" po odejściu córki, która żyła tyle, co nic. w każdym wersie - miękki portret czegoś, co przepadło, kogoś już po tamtej stronie. w każdym słowie, zdaniu, metaforze - intonacje utraty. Coś było, trwało - a teraz nie ma. Zostaje tylko to, co słyszycie. Słowa. O ile ja, pisząc, znalazłem zaklęcie, a wy, słuchający, chcecie słuchać. Tak zaczął się poranek. Od dwugłosu, od ulepionego z niemczyzny Apkego i polszczyzny Klubowicz duetu, który brzmiał: "W każdej rzeczy pieśń zamknięta/ Wszystko śpi i śpi i śni/ Świat zaczyna śpiewne święta/ Gdy zaklęcie znajdziesz ty". To może być, a nawet to z pewnością jest formuła odpominania.
Tak zaczął się salon i tak szedł, sunął - delikatnie, na krawędzi szeptu, do ostatniej ciszy. Tak długo, na jak długo starczyło jednego wydechu? Właśnie. Klubowicz i Apke czytali w dwóch językach, Maurer śpiewała, ale istotę czterdziestu minut gdzie indziej usłyszałem. w fortepianie Piotra Andrzeja Walewskiego.
Ma te nuty napisane? Improwizował? Obojętne. Wypuszczał dźwięki na krawędzi słyszalności i pozwalał im trwać. To, co czytane i co śpiewane, w jakby jedno zlepiał - w długie brzmienie bez dziur ciszy, bez zająknięć, powtórek, nagłych finałów. Czynił ciągłość. i nawet jeśli prawda o pamiętaniu jest inna, jeśli przywoływanie duchów jest z reguły toporną kakofonią, mordęgą, bezradnością - dobrze jest czasem wypocząć przy jednym, miękkim, długim dźwięku.
Teatr im. Juliusza Słowackiego. 267 Krakowski Salon Poezji. Utwory Josepha von Eichendorffa czytali: Marta Klubowicz i Fred Apke. Śpiewała Aleksandra Maurer. Muzyka Piotr Andrzej Walewski. Gospodyni Salonu Anna Burzyńska.
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski