MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Maczeta

Redakcja
Robert Rodriguez kocha filmowe śmieci. Przyjaciel Quentina Tarantino nieustannie dokonuje recyklingu - odkopuje odpady kinematografii, by przetwarzać je w coś nowego. Czy jednak wciąż nowatorskiego?

Rafał Stanowski: FILMOMAN

Przed laty Amerykanin mający meksykańskie korzenie błysnął filmem "El Mariachi" (1992) - jednym z najtańszych w historii kina, zrobionym za 7000 dolarów. Sukces przekuł na podbój filmowej ekstraklasy obrazem "Desperado" (1995). Efekt był wybuchowy - mieszanka latynoskiego seksapilu, gauchowskiej przemocy i mocnej seksualności przyniosła reżyserowi międzynarodową sławę. Przez wiele kolejnych lat Rodriguez próbował przebić ten sukces, lecz bez powodzenia. Dopiero niedawno, w roku 2005, reżyser trafił w punkt - "Sin City", adaptacja słynnego komiksu Franka Millera, sprawiła, że świat przypomniał sobie o talencie Rodrigueza.

Maczeta - tytułowa postać z najnowszego filmu, samotny, meksykański mściciel, pojawił się już wcześniej na ekranie. Zobaczyć go mogliśmy w niecodziennym epizodzie w "Grindhouse vol. 1: Death Proof" Quentina Tarantino. Był bohaterem kilkusekundowego zwiastuna, który pojawił się w trakcie projekcji, nawiązując do zapomnianego już dziś kina eksploatacji. Rodriguez postanowił wyeksploatować tę postać i poświęcił jej teraz pełnometrażowy film, w roli tytułowej obsadzając swego kuzyna, a zarazem etatowego brutala Hollywood - Danny'ego Trejo (ależ on ma twarz!).

Kto zna upodobania Rodrigueza, nie poczuje się zaskoczony. Film przypomina typowy B-klasowy śmieć, w którym fabuła jest pretekstem do zrobienia niezłej rozwałki. Pojawiają się tu wszystkie charakterystyczne dla amerykańskiego reżysera motywy: kolejna wersja samotnego desperado o duszy el mariachi, czyli romantycznego grajka, źli faceci prowadzący brudne interesy (nie najlepszy Robert de Niro), ostre dziewczyny z karabinami w rękach (tym razem ślicznotka Jessica Alba & twardzielka Michelle Rodriguez) i ksiądz, który okazuje się lokalnym stróżem prawa (jak zawsze kapitalny Cheech Marin). Mieszanka efektowna, wybuchowa i sugestywna, jednak - szczerze mówiąc - przez tego reżysera trochę już wyeksploatowana.

Rodriguez lubi się z Tarantino, podobno z wzajemnością. Ich filmy są podobne, a jednocześnie bardzo różne. Quentin traktuje filmową pulpę jako punkt wyjścia dla zbudowania kina autorskiego, niepowtarzalnego, oryginalnego. Rodriguez nie dokonuje tak wielopoziomowej zabawy, nie igra ze słowem, tekstem i konwencją. Traktuje kinowe odpady bardziej dosłownie, przywraca je po prostu do życia, podsycając nowoczesnym tempem wyznaczonym przez efekty specjalne i szybki montaż (współreżyserem filmu jest zresztą montażysta Ethan Maniquis). Rodriguez przenika również swe filmy wątkiem społecznym, który odróżnia je od tandetnych kopii kręconych kiedyś kamerami VHS. Tutaj podejmuje temat sobie bliski - nielegalnej imigracji Meksykanów do USA, temat za oceanem ważny, a zarazem niejednoznaczny, o czym próbuje nas przekonać fabuła "Maczety".

Coś jednak sprawia, że seans filmu pozostawia niedosyt. Nie mamy wrażenia, że twórca zagrał z nami w grę tak inteligentną, jak robi to Tarantino. Rodrigueza uwodzą przesadnie wybuchy, strzelaniny i piękne kobiety. Nie obsadza ich w roli motywów, lecz powierza esencję wizualnego przekazu. "Maczeta" to godzina czterdzieści dość dobrej zabawy. I niestety niewiele więcej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski