Władysław A. Serczyk: ZNAD GRANICY
Dzisiaj to już dla wielu tylko wspomnienie, chociaż żadna z wymienionych wiosennych atrakcji nie zmieniła swego położenia. Po prostu zestarzeliśmy się nieco i niegdysiejszy spacer przypomina obecnie wielką wyprawę, na którą stać tylko ludzi o lepszej kondycji. Reszta siada za kierownicą samochodu i gna dalej: albo do swojej letniskowej rezydencji za miastem, albo nawet w niedalekie zagranice, z których można powrócić do domu w ciągu zaledwie paru godzin. Inni, chociaż coraz ich mniej, rozsiadają się przed telewizorami z bardzo dużym ekranem i też znajdują poszukiwany odpoczynek.
Mija właśnie ćwierć wieku, gdy zdecydowaliśmy wraz z żoną odpowiedzieć przychylnie na zaproszenie do współdziałania w budowie uniwersytetu w Białymstoku. Potem, z rozpędu znaleźliśmy się w Rzeszowie, gdzie nie tylko udało się doprowadzić do założenia kolejnego uniwersytetu, ale i doczekać emerytury. I chociaż uczelnie te nie osiągnęły jeszcze poziomu UJ, a i do uniwersytetu we Wrocławiu im daleko, warto przypomnieć, że początki zawsze bywały skromne. Zresztą teraz, po zaledwie paru latach istnienia, zarówno Białystok, jak i Rzeszów znajdują powoli swoje miejsca na mapie polskich ośrodków naukowych.
Właśnie wtedy, po pierwszej przeprowadzce, która nie była dla rodowitych krakowian najłatwiejsza, osiedliśmy w Puszczy Knyszyńskiej, kilkadziesiąt kilometrów od Białegostoku, w drewnianej leśniczówce odnajętej od Lasów Państwowych. Mieliśmy najpiękniejszy chyba adres w Polsce: "Majówka Gajówka”. Zazdrościli go nam wszyscy koledzy i cała rodzina, z której dzisiaj żyją tylko nieliczni tamte czasy pamiętający.
Knyszyńskie maje przypominam dzisiaj sam, bo nawet – psiakość! – moje psy poumierały. Ostatni z nich – przeszło rok temu.
Budzeni koło piątej rano przez jaskółki okupujące gniazda pod dachem, szliśmy sprawdzać po śniadaniu, czy ruszyły już do pracy mieszkanki zaprzyjaźnionych mrowisk. Żyły jeszcze wówczas w okolicy sarny, łosie, daniele, dziki, jenoty, a nawet zające, dzisiaj przetrzebione niemiłosiernie przez "regulatorów przyrostu naturalnego i równowagi biologicznej w przyrodzie”, jak lubią nazywać się myśliwi. Nad naszymi głowami, wysoko, spokoju naszej "przestrzeni powietrznej” strzegła para myszołowów.
W Majówce zaczynałasię nasza majówka.
Mam teraz swój ogródek przed domem w Rzeszowie, zagospodarowany na puszczański nieco sposób, drugi – żoniny – w Wołominie, bardziejod poprzedniego ułożony i jeszcze – da Bóg! – parę(–naście? –dzieścia?) lat przed sobą. A ile cudownych listów od Czytelników!...
Majówka to dobra rzecz, także ta pisana małymi literami.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?