MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Martwe pachnidła

Redakcja
Mdła słodycz od wieków nie budzonego kurzu? Wczoraj, gdy niezrozumiali ludzie z innej planety zamontowali mi w domu internet i zarazem (jak tu nie wielbić ironii) cudownie wrócił do Polski fenomenalny, w finale ostatniej wojny z pałacu magnatów przemysłowych Henckel von Donnersmarck w Ramułtowicach skradziony manuskrypt średniowieczny, przypomniałem sobie, że początkiem zapachu białej biblioteki eremu kamedułów na Srebrnej Górze, gdzie niegdyś stanąłem mroźnym lutowym świtem, była właśnie ta smuga. Lecz najpierw – mosiężna rękojeść dzwonka. Brzdęk...

Paweł Głowacki: DOSTAWKA

Brzdęk, furtian, niech będzie pochwalony... na wieki wieków... Pod butami trzask skostniałych traw placu przed świątynią. W środku – na dnie szarości zakapturzone modły w prawie czarnych stallach. Dalej – niespieszna włóczęga za przewodnikiem, który nic nie mówił. Korytarze, nawy, zaułki. Nigdzie nikogo. Wreszcie – schody wąskie, strome, kręte. Drzwi, klamka w dół – wejście w biel. Ściany jakby ulepione były z dwudziestu tysięcy woluminów, oprawionych w pergamin. I wtedy smuga mdlej słodyczy kurzu nie budzonego od wieków. Po niej – reszta woni. Suche siano, wełniany płaszcz na strychu, mokry popiół. Wreszcie coś robaczywego – kwaśna nuta cienkich niczym włos korytarzy, co je biblioteczne korniki ryją w łacińskich, greckich, Bóg raczy wiedzieć jakich jeszcze sentencjach. Pomyślałem: Firmin byłby szczęśliwy.

Uzależniony od pornografii i druku szczur Firmin, tytułowy bohater pięknej dla nosa powieści Sama Savage’a. Mieszka w antykwariacie przy placu Scollay w Bostonie (dziś nic już tam nie jest takie, jakie było). Za młodu zżerał książki, później stracił odwagę. Teraz – w powieści – tylko je czyta, obwąchuje, liże, czekając na nieuchronny koniec (nowoczesności nie da się zatrzymać) antykwariatu, kina porno, starych knajp, wszystkiego. I wciąż od nowa opowiada sobie smaki ukochanych tomów. W sumie spokojnie mógłby za narratorem "Sobowtóra zięcia Tołstoja” Jerzego Pilcha powtórzyć tę pamiętną wyliczankę.

"Prawdziwie wielcy, prawdziwie bliscy i prawdziwie intensywni pisarze mają zapach. Nabokov pachnie morską solą, Jerofiejew – wiciokrzewem, Marquez –saletrą, Zweig – listopadowym niebem. Iwaszkiewicz – sosnowym igliwiem. Broch – spływającymi w dolinę wodami lodowca, Płatonow – rozpaloną kuźnią”.

Tak, w białej bibliotece eremu na Srebrnej Górze Firmin byłby szczęśliwy ogromnie, a cóż dopiero mogłoby się z nim dziać, gdyby ktoś go między karty fenomenalnego manuskryptu średniowiecznego wsunął, w środek tej cudownie odzyskanej, przez Thomasa Cantimpratensisa stworzonej encyklopedii "Liber de natura rerum”, by mógł bez końca wędrować nosem, wąsami,językiem po ręcznie pisanych frazach i zachwycających obrazkach, sunąć przez nieogarniony labirynt linii papilarnych i pyłu wyschłej śliny. Już na zdjęciach w gazecie księga Cantimpratensisa (jedna z sześciu, co przetrwały) obezwładnia, więc nos w nos jest pewnie jak planeta pełna życia. Tyle wiem. Chcę więcej. Więc wchodzę w świeży internet... I nic.

Nic? Gugluję dalej. Kuśtykam, bo przecież w tym papuzim ustrojstwie czuję się jak neandertalczyk, co mu sołtys do jaskini nieoczekiwanie kanalizację podprowadził i tajemny dolnopłuk założył w kącie. Ale dzielnie klikam. Nabokov, Jerofiejew, Marquez, Zweig, Iwaszkiewicz, Broch, Płatonow – i nic. Jeszcze Pilch plus wspomniana jego opowiastka – i nic. Jeszcze "Firmin” Savege’a. Wszędzie to samo, co z "Liber de natura rerum”. Owszem, jest wszystko, a nawet jeszcze więcej – lecz nic dla nosa, języka, dotyku. Wracam do "Sobowtóra zięcia Tołstoja”.

Istoty "Śmierci Iwana Iljicza” chcąc dotknąć, narrator mówi: "arcydzieło arcydzieł”. I dodaje: "Tołstoj nie ma zapachu. Chyba że proza ma zapach umierania, a śmierć jest jak powietrze”. Więc? Internet – nowe wcielenie "Śmierci Iwana Iljicza”? Dajmy spokój! Zostawmy pretensjonalne koturny, ten patos strzelisty! Rzecz jest banalna, żałosna. Internet, bez którego Ziemianie już nie potrafią istnieć – okazuje się być doskonałą formą nieistnienia. I tyle. Nie ma zapachu. Wszystko w nim dla nosa – identycznie nieobecne. Ot, ocean martwych pachnideł. To wszystko. Nic tu po Firminie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski