MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Muzyka przy stole

Redakcja
Byłam ostatnio na przemiłych imieninach. Obchodziła je pani Halinka – człowiek – instytucja.

Barbara Rotter-Stankiewicz: ZA MOICH CZASÓW

Niby prowadzi rodzinny sklep na wsi, ale zajmuje się też mnóstwem innych pożytecznych rzeczy. Znają ją wszyscy w okolicy, wszyscy lubią i dobrze jej życzą na co dzień, toteż nic dziwnego, że równie dobrze życzyli jej z okazji imienin.

Przy stole siedziało kilkanaście osób, w tym – jedna szczególna. Muzyk, który grał na harmonii. Przez wiele lat grywał na weselach, w zespołach występujących w krakowskich restauracjach itp. Nie skończył szkoły muzycznej, bo choć mógł się do niej dostać bez najmniejszego problemu, problemem byłoby utrzymanie się w Krakowie. Nie było wtedy jeszcze ani stypendiów dla wybitnie uzdolnionych dzieci, ani "Szansy na sukces” czy też "Mam talent”. Ale muzykował od małego, a w zespołach grał już od czwartej klasy podstawówki. I widać ten zapał mu nie minął, bo u pani Halinki zaprezentował próbki swojego repertuaru, począwszy od piosenek i przyśpiewek ludowych, przez melodie włoskie i niemieckie, na Straussie kończąc.

Goście też próbowali podśpiewywać, ale okazało się, że z całego repertuaru najlepiej wychodzi im "Żołnierz drogą maszerował”, bo do innych utworów słowa się gdzieś w pamięci zawieruszyły, a młode pokolenie nie zna ich wcale.

Tak czy owak to spotkanie dalece odbiegało od stereotypowych imienin, kiedy często niedobory w rozmowie niweluje włączony telewizor albo jazgot z "pieca”. Przypominało dawne rodzinne uroczystości, kiedy do fortepianu zaganiano mniej lub bardziej utalentowane dzieci lub dorosłych, by wykazały się muzycznym kunsztem. Różnie to brzmiało, ale miało jakiś nieodparty urok.

Dziś już bardzo rzadko kultywuje się takie zwyczaje – wraca się do nich co najwyżej przy okazji świąt Bożego Narodzenia, by wspólnie kolędować. Wtedy w cenie jest każdy, kto potrafi akompaniować, choćby na gitarze.

Gdzieniegdzie próbuje się jednak ożywić kulinarno–wokalne tradycje. W Krynicy, syn znakomitego basa Bernarda Ładysza, Aleksander, wpadł na pomysł, by w restauracji urządzać takie spotkania na najwyższym poziomie. I tak np. zaprosił gości na lipcowy "tematyczny” wieczór wiedeński – z wiedeńską muzyką i wiedeńskim sznyclem. Sztukę kulinarną prezentuje Ewa Wachowicz, a wokalną sam gospodarz i orkiestra zdrojowa. Potem przyjdzie kolej na inne, ale zawsze zharmonizowane ze sobą prezentacje. Czardasze do kuchni węgierskiej, a polonezy do bigosu…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski