MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ojciec rządzi, syn się buntuje

Redakcja
Dr Marek Smurzyński pracuje w Zakładzie Iranistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Przez 10 lat mieszkał w Iranie. Fot. GRZEGORZ ZIEMIAŃSKI
Dr Marek Smurzyński pracuje w Zakładzie Iranistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Przez 10 lat mieszkał w Iranie. Fot. GRZEGORZ ZIEMIAŃSKI
ROZMOWA Z DR. MARKIEM SMURZYŃSKIM

Dr Marek Smurzyński pracuje w Zakładzie Iranistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Przez 10 lat mieszkał w Iranie. Fot. GRZEGORZ ZIEMIAŃSKI

Kto rządzi w Iranie?

- Zgodnie z konstytucją największa realna władza należy do najwyższego przywódcy duchowego. Od śmierci Chomeiniego, czyli dokładnie od 20 lat, jest nim ajatollah Ali Chamenei.
- Czy Chamenei korzysta ze swoich uprawnień?
- Tak. Mimo frakcyjnych tarć, jest rzeczywistym przywódcą Iranu.
- Kim zatem jest prezydent, jakie ma uprawnienia?
- Niewielkie - w porównaniu z najwyższym przywódcą duchowym. I bez przesady można powiedzieć, że prezydent jest swego rodzaju figurantem. Po śmierci Chomeiniego, w zmienionej konstytucji Republiki Islamskiej, nie ma stanowiska premiera - taką rolę pełni prezydent. Jednakże prezydent-premier w Iranie nie tworzy polityki. Wykonuje decyzje podjęte przez przywódcę duchowego.
- Skoro rola prezydenta jest mocno ograniczona, to dlaczego duża część Irańczyków protestuje - narażając się nawet na utratę życia - po zwycięstwie wyborczym Mahmuda Ahmadineżada?
- Z punktu widzenia zabiegów o uzyskanie rzeczywistej władzy, protesty milionów Irańczyków rzeczywiście nie mają większego sensu. Ale oni nie o to dzisiaj walczą.
- A o co?
- O to, by społeczeństwo przestało być przedmiotowo traktowane przez władze duchowne. Protesty są efektem frustracji wywołanej niespełnionymi nadziejami na reformę systemu politycznego Iranu, jego demokratyzację, nadziejami, które pojawiły się, kiedy w 1997 r. prezydentem został Mohammed Chatami, filozof, historyk, pisarz. W wielu Irańczykach rozbudził nadzieję na zbudowanie muzułmańskiego społeczeństwa obywatelskiego. Co prawda dość szybko okazało się, że Chatami nie jest tym człowiekiem, za jakiego przez część społeczeństwa był uważany. Jednak oczekiwania wtedy rozbudzone, mimo że - jak się rychło okazało - związane były z niewłaściwym człowiekiem, żyły swoim życiem. Irańczycy przez wieki nauczyli się tworzyć i podtrzymywać niezależne od władzy obyczaje polityczne.
- Skoro Ahmadineżad jest marionetką Chameneiego, to może rzeczywistym adresatem obecnych demonstracji jest przywódca duchowy Iranu?
- Przypuszczam, że większość protestujących Irańczyków na pytanie, czy buntują się przeciwko Chameneiemu, odpowiedziałaby "nie". Jednak ci sami ludzie krzyczą: "Precz z dyktatorem". Nie może być nim jednak prezydent Ahmadineżad, człowiek namaszczony i faworyzowany przez przywódcę.
- Eksperci twierdzą, że prezydent ma duże poparcie wśród niemałej części Irańczyków, zwłaszcza biedoty.
- Owszem, ale zdobył je dzięki szczodremu rozdawnictwu. Takimi działaniami kupił sobie oddanie ludzi ubogich, ale wpędził gospodarkę w wielkie kłopoty. Inflacja szybko rośnie, wielu ludziom coraz trudniej związać koniec z końcem. Nie zmienia to jednak faktu, że biedota nadal widzi w Ahmadineżadzie swojego obrońcę, tego, który ma hojną rękę, nie zapomina o ubogich w ciężkich czasach. Za słabą kondycję Iranu obwiniają przeciwników politycznych prezydenta, którzy w przeciwieństwie do niego "dorobili się na rewolucji". Trzeba bowiem wiedzieć, że Ahmadineżad zyskuje w oczach biedoty również tym, iż nie dba o ubiór, mówi prostym językiem; krótko mówiąc - sprawia wrażenie swojaka. Istotne jest dzisiaj pytanie: kto mógłby zastąpić obecnego prezydenta?
- Mira Husajn Musawi, główny rywal Ahmadineżada?
- Przyjmijmy, że Musawi. Trzeba mieć świadomość, że objęcie przez niego prezydentury nie zakończy protestów. Może nawet je spotęgować, bo na ulice może wyjść biedota mająca niewiele do stracenia i wspierana przez istniejący aparat ucisku.
Chciałbym zwrócić uwagę na dwie sprawy. Po pierwsze, Musawi nie jest politykiem istotnie różniącym się od Ahmadineżada w kwestiach tak ważnych dla globalnych graczy politycznych, jak program jądrowy i stosunek do Izraela. Po drugie - nie mierzmy Irańczyków własnymi kryteriami. To jest zupełnie inne społeczeństwo. Choć nie ma tam partii politycznych, a co najwyżej nieformalne frakcje, to jednak gra polityczna toczy się i nie jest wcale mniej emocjonująca niż na Zachodzie. Prowadzona jest natomiast za znacznie szczelniejszą zasłoną niż w demokracjach i niewiele wiemy o jej szczegółach.
- A gdyby jednak Musawi został prezydentem, to co mogłoby się zmienić?
- Najprawdopodobniej społeczeństwo uzyskałoby nieco większy margines wolności osobistych, ale Musawi też byłby skrępowany przez władzę przywódców duchownych, na czele z Alim Chameneim. Ważne jest również to, że musiałby prezydenturę pełnić w ramach irańskiej konstytucji, która narzuca funkcjonowanie państwa jako republiki islamskiej. Bez zmiany konstytucji nic się naprawdę nie zmieni.
- Czy dzisiejszy Iran jest państwem policyjnym?
- W czasach Ahmadineżada zrobiono bardzo dużo, by Iran można było tak określić.
- Musawiego poparło wielu młodych, dobrze wykształconych Irańczyków. Czego się domagają? Przecież niemal wszyscy urodzili się po 1979 r., czyli po rewolucji islamskiej.
- Młodzi Irańczycy chcą większej wolności, swobody, pracy, możliwości awansu, wyjścia z izolacji. Nie są jednak jednorodną grupą. Nie brak wśród nich zwolenników Ahmadineżada, co widoczne jest zwłaszcza na prowincji. Nie radziłbym jednak patrzeć na młodzież irańską jak na młodzież europejską. Mówię to przez pryzmat swoich 10-letnich doświadczeń mieszkania w Iranie, z czego 6 lat spędziłem w akademiku w Teheranie, razem z młodzieżą, która przyjechała z prowincji. Młodzi Irańczycy są zdominowani przez starszych. W Iranie relacja "syn-ojciec" przypomina - jak to nazywam - sytuację sprzed "rewolucji gombrowiczowskiej" w Polsce. Jest oczywiste, że w tym kraju zachodzą zmiany, które dotyczą szczególnie młodych osób, ale także oni mają ograniczone pole manewru z powodu konstytucji, która symbolizuje władzę siwobrodego ojca. W praktyce oznacza to, że kiedy dopuszczają się krytyki systemu, żądają większej wolności, to zgodnie z obowiązującą konstytucją podpadają automatycznie pod kategorię jego wrogów. Nie wykluczam jednak i tego, że młode osoby, prędzej czy później, ale w dającej się przewidzieć perspektywie czasowej, zrozumieją, iż system w Iranie nie jest reformowalny, podobnie jak to było w Polsce w okresie PRL.
- Islamska Republika Iranu może podzielić los PRL?
- Nie można tego wykluczyć.
- A jaka byłaby wtedy rola religii?
- Islam zapewne nadal regulowałby życie w Iranie. Istnieje przecież grupa duchownych, reprezentujących również islam szyicki, którzy od dawna twierdzą, że jest możliwe zwiększenie marginesu wolności osobistej w państwie islamskim. Przykładem może być ajatollah Sane'i, który w 2001-2002 r. wydał fatwę, że nie ma podstaw ku temu, by w zwyczajowym prawie religijnym kobieta była - mówiąc brutalnie - mniej warta od mężczyzny. Miał z tego powodu kłopoty, ale jego głos zapadł w pamięci. Mniej więcej w tym samym czasie Aqadżari, muzułmański intelektualista i oddany "syn rewolucji", zaatakował szyickie duchowieństwo irańskie za nadużywanie władzy. Konkludując - istnieją takie wątki w islamie szyickim, które czynią możliwym powstanie nierepresyjnego, nieautorytarnego państwa islamskiego.
- Jaka jest obecnie rola kobiet w Iranie?
- Olbrzymia.
- O czym świadczy postawa młodych kobiet, które w czasie kampanii prezydenckiej zrzucały czadory z głów przed policją islamską, narażając się na restrykcje karne?
- Z pewnością przełamały strach. Wykazały się odwagą. Ich zachowanie - moim zdaniem - wynikało z chęci pokazania, że islam nie jest własnością osób sprawujących władzę i będących na ich usługach, np. policjantów. Jest takie ciekawe zdanie w testamencie Chomeiniego, które mówi, że Zachód nie ma pojęcia, jakie znaczenie dla wyznawców religii islamskiej ma hedżab, czyli chusta zakrywająca włosy i szyję kobiety. Zdanie nie było jednoznaczne, ale według mnie chodziło w nim o to, że zakładanie hedżabu jest rodzajem walki. Jeśli czasy się zmienią i walka albo nie będzie potrzebna, albo stosowanie hedżabu nie będzie konieczne, to kobiety będą mogły z niego zrezygnować. Islam - wbrew powszechnemu mniemaniu i rzeczywistemu zaangażowaniu religii w codzienne życie jej wyznawców - jest religią bardzo pragmatyczną.
- Czy w Iranie podział na biednych i bogatych jest wyraźny?
- Bardzo wyraźny i ważny. Wyostrzył się szczególnie podczas 8-letniej prezydentury Rafsandżaniego (1989-1997). Politykowi temu zarzuca się, że stworzył religijnych technokratów, nomenklaturę religijną. Jednocześnie należy stwierdzić, że podział ten nie leży u podłoża obecnego wybuchu społecznego. Biednych można kupić, co najsprawniej robi prezydent Ahmadineżad. Można spacyfikować frustrację grup niezamożnych. Nie można natomiast uspokoić osób żądających swobód politycznych. Właśnie ich brak - w mojej ocenie - jest głównym źródłem trwających teraz demonstracji. Społeczeństwo irańskie jest dobrze wykształcone, spory odsetek ma wyższe studia, nie brakuje intelektualistów najwyższej próby.
- Obecni duchowni przywódcy irańscy - na czele z Chameneim - mogą przystać na zwiększenie wolności politycznych?
- Nie sądzę. Obawiają się utraty pełni władzy. Analogicznie sytuacja wyglądała, gdy do 1979 r. Iranem rządziła dynastia Pahlawich. Ona też lękała się współudziału społeczeństwa w rządach; co zresztą było zasadniczą przyczyną upadku szacha Mohammada Rezy Pahlawiego 30 lat temu. Obecny reżim popełnia ten sam błąd.
- Jaki jest stosunek Irańczyków do cywilizacji zachodniej?
- Na ten temat istnieje ogromna biblioteka. Najzwięźlej mówiąc - mają dwojaki stosunek do Zachodu. Z jednej strony - fascynują ich możliwości, jakie daje demokracja, z wolnością słowa i swobodami politycznymi na czele. Z drugiej - ze względu na historię Iranu od XIX w., Zachód, w tym Rosja, jest postrzegany jako cywilizacja zagrażająca i wykorzystująca Iran. Chociaż ten kraj formalnie nie był kolonią, to jednak był ograbiany przez państwa zachodnie, przede wszystkim przez Brytyjczyków. Irańczyków do dzisiaj mocno boli półkolonialna zależność od Zachodu.
- Czy Zachód jest dla nich wyuzdany?
- Tak. Irańczycy w życiu osobistym kierują się nakazem wstydu i przyzwoitości. Taka postawa nie ma nic wspólnego z islamem, ale z wielowiekowością ich kultury. Dobre wychowanie i kultura obligują ich, by pewnych słów nie wypowiadać, niektórych gestów nie wykonywać, zachowywać się godnie. Takiego zachowania Irańczycy uczeni są w domu rodzinnym. To jest tradycja, która ma przeszłość sięgającą bardzo wielu stuleci przed narodzinami Mahometa. Nawet Irańczycy zafascynowani Zachodem, w tym kobiety irańskie, które mieszkają w krajach zachodnich i nie noszą chust, zachowują się z reguły godnie.
- Przywódcy Izraela grożą, że jeśli Iran będzie dążył do wyprodukowania bomby atomowej, to bez zgody kogokolwiek, w tym Ameryki, zniszczą za pomocą bomb irańskie instalacje jądrowe. Gdyby tak się stało, jakie mogłyby być konsekwencje?
- Izrael zapowiada, że na taki krok zdecyduje się jeszcze w tym roku. Gdyby użył do tego celu taktycznej broni jądrowej, to - jak wynika z obliczeń - śmierć poniosłoby co najmniej 3 mln ludzi. Jeśli Izrael zaatakowałby Iran, to w konsekwencji zintegrowałby Irańczyków z władzą. Jakiś czas temu rozmawiałem na ten temat z Irańczykiem mieszkającym we Francji. Powiedział mi, że jeśliby do tego doszło, natychmiast zakłada na głowę zieloną opaskę i wysadza się w powietrze w ważnym miejscu we Francji. Dla zrozumienia Iranu koniecznie trzeba wiedzieć, że dla jego obywateli państwo jest najwyższym dobrem.
ROZMAWIAŁ: WŁODZIMIERZ KNAP

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski