Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tajemnicza noc

Redakcja
Papież i kardynał
Papież i kardynał
Są takie książki, do których często się powraca. Mają one urok nigdy nie przemijający. Zaliczam do nich "Rok Polski. Obyczaj i wiara" pióra Zofii Kossak. Na samym wstępie autorka te słowa poświęciła sylwestrowym zabawom: (...) wiemy, dlaczego obchodzimy uroczyście Sylwestra. Stare przepowiednie, zwane proroctwami Sybilli, określały rok tysiączny jako datę końca świata. Apokalipsa pojmowana zbyt dosłownie, zdawała się je potwierdzać. Według starych legend, w roku Pańskim trzysta siedemnastym papież święty Sylwester I pojmał smoka Lewiatana, zapieczętował mu paszczę pieczęcią Rybaka i obezwładnionego zamknął w lochach Lateranu. Lecz, gdy nadejdzie fatalny tysięczny rok, Lewiatan wyjdzie z ukrycia, pożre świat, zapali niebo. Wierzono w to tak ogólnie, że młodziutki papież Grzegorz V umierając w roku 999, radował się, iż nie dożyje straszliwego dnia. Niepokój wzrósł, skoro po Grzegorzu V na tron papieski wstąpił mnich benedyktyński Gerbert (...). Co gorsza, nowy papież przyjął imię Sylwestra II. Groźne skojarzenie! Sylwester I uwięził Lewiatana, Sylwester II go zwolni. W miarę jak nadchodził koniec roku, przerażenie rosło. Zbiorowa psychoza, zwana przez historyków kryzysem milennium. Lecz o północy 31 grudnia, gdy poczęły bić wszystkie dzwony w Rzymie, Lewiatan nie wyrwał się z lochu, niebo nie gorzało. Na balkonie pałacu laterańskiego oświetlony pochodniami ukazał się papież, błogosławiąc światu i miastu na nowe, długie wieki. Odprężenie, ulga, radość, równie silna, jak przedtem obawa, upamiętniły tę pierwszą noc sylwestrową. Życie, które miało zgasnąć, a zostało darowane, czas, który miał sczeznąć, a trwał nadal, miały się czarodziejsko piękne, przynoszące samo dobro. Tyle fragment eseju tej znakomitej pisarki. A jak to wyglądało w rzeczywistości -

Papież i kardynał

Sylwester I uwięził Lewiatana, Sylwester II go zwolni. W miarę jak nadchodził koniec roku, przerażenie rosło. Zbiorowa psychoza, zwana przez historyków kryzysem millennium.

W Apokalipsie św. Jana Apostoła czytamy: I widziałem anioła zstępującego z nieba, mającego klucz od przepaści i łańcuch wielki w ręce swojej. I uchwycił smoka, węża starego, którym jest diabeł i szatan, i związał go na tysiąc lat. I wrzucił w przepaść nad nim, aby więcej nie zwodził narodów, dopóki nie upłynie tysiąc lat. (Ap 20,1-10). Uważano niemal powszechnie, że po upływie tysiąca lat świat zniknie. Nastąpi bowiem katastrofa zapowiedziana w Apokalipsie. Nawrót do millenarystycznych koncepcji, potępionych przez św. Augustyna i Sobór w Efezie (431). Ówczesne elity i zwykli ludzie ze zgrozą słuchali przytoczonych wyżej słów Apokalipsy. Otóż dla pokolenia żyjącego na tym łez padole około roku 1000 perspektywa była nie do pozazdroszczenia, skoro także u ewangelisty św. Mateusza czytano: powstanie bowiem naród przeciwko narodowi i królestwo przeciwko królestwu i będą miejscami zarazy, głody i trzęsienia ziemi. Lecz to wszystko dopiero początek boleści, płaczu i zgrzytania zębów (Mt 24,7-8).
Skoro Apokalipsa zapowiadała wielką karę Boską, a nawet unicestwienie świata, musiała też wyjaśnić, kto jest winien takiego stanu rzeczy. A winien był oczywiście smok, czyli szatan, panujący nad światem. Nadmieńmy, że na koniec świata, zapowiadany wraz z nadejściem Baranka Bożego, opisanego w Apokalipsie, oczekiwali wyznawcy Chrystusa od samego początku. Już pierwsze gminy chrześcijańskie - u zarania chrześcijaństwa - oczekiwały rychłego powrotu Chrystusa na ziemię i dokonania czasu tego świata. Chrystus - wedle ówczesnych wierzeń - miał przybyć w majestacie swojej chwały i ogłosić Królestwo Boże. Wierzono niezbicie, że zbawieni ujrzą Chrystusa twarzą w twarz, jak twierdził św. Paweł Apostoł. Ta głęboka wiara człowieka pierwszego tysiąclecia w ponowne przyjęcie Zbawiciela napawała radością, ale i przerażeniem. Wszak materialny, otaczający świat był dziełem szatana, którego przenikliwość i mnogość zasadzek paraliżowała człowieczą dolę.
Obawiano się końca świata, zaś uwagę ludzi przykuwały straszliwe kataklizmy, srożące się w dziesiątym stuleciu. I oto Europa w oczekiwaniu na spodziewane nadejście końca świata jest miejscem trwogi, porażającej wszelkie ludzkie poczynania. A rychły koniec świata wieszczony przez Apokalipsę na rok 1000 zapowiadały toczone wówczas wojny, zarazy, głód i rozluźnienie moralne, występujące zwłaszcza w papieskim Rzymie. To właśnie Wieczne Miasto uważano za siedlisko szatana, owej apokaliptycznej ladacznicy babilońskiej, o której pisał św. Jan Ewangelista (Ap 17,3). W Wiecznym Mieście naprawdę działo się źle. Intrygi, mordy, nieustanne walki i seks stawały się częścią papieskiego Rzymu. Tronem św. Piotra tak na dobrą sprawę rządziły kobiety, będące narzędziami umożliwiającymi wyniesienie braci i synów na papieski tron. Nieświęte stosunki z papieżami panującymi w pierwszej połowie X wieku utrzymywała rzymska senatorowa Marozja. Kiedy skończyła piętnaście lat, jej kochankiem został papież Sergiusz III (904-911). Dzięki swym wpływom strąciła z tronu Jana X (914-928). Swego syna Jana uczyniła papieżem, a drogę do tronu św. Piotra utorowała mu trucizna. Natomiast Jan XII (955-964) był wnukiem Marozji. Do dziejów papiestwa przeszedł on jako bohater licznych skandali, zanim umarł in actu... na wylew krwi do mózgu. Okres rządów Marozji historycy określają jako pornokrację. Ówczesny Kościół był stajnią Augiasza, którą należało oczyścić. W drugiej zaś połowie X stulecia nie było lepiej, kiedy to rody rzymskie walczyły o papieski tron. Wśród ludu rzymskiego narastała groza prawdziwego gniewu Bożego, który pokara bezbożników. Oczekiwano wszystkiego najgorszego.
Nadchodziło millennium. Wierzono, że niebawem zjawi się Antychryst, którego istnienie wyczuwano intuicyjnie. Strach miał zawsze wielkie oczy. Szczególnie w średniowieczu. Nie ma bowiem człowieka, który wzniósłby się ponad strach i który mógłby się pochwalić, że go pokonał. Strach jako dziecko naszej wyobraźni jest nie jeden, lecz mnogi, nie stały, ale odwiecznie zmienny. Jest kategorią historyczną - podobnie jako moralność i grzech. Bez strachu żaden gatunek nie ma najmniejszych szans na przeżycie. Oczekiwano zatem kataklizmu. Słowa wczesnochrześcijańskiego pisarza Tartulina pogrążały ludzkość: ów dzień ostatniego powszechnego sądu, którego nie spodziewają się poganie (...) dzień, w którym świat stary i narody jego zostaną spalone przez trawiący wszystko ogień. Ponad tym wszystkim stał szatan, aby wreszcie odciąć kupony od grzesznej natury człowieka.
Stulecia X i XI są świadkami - w Europie Zachodniej - pierwszej wielkiej szatańskiej eksplozji, której ilustracją są dzieła sztuki, gdzie diabeł o czerwonych oczach, nieraz falliczny w kształcie, czyha na ludzi. Egzystował wszak wszędzie.
Również i rzymska tradycja przekazała średniowieczu w dziedzictwie koncepcję Sybilli Tiburtyńskiej, wedle której rok 1000 miał być kresem świata. Wobec powyższego millenarystyczny lęk nabierał szczególnego znaczenia i sensu. Analizowano niezwykłe zdarzenia zawarte w ewangeliach, Apokalipsie i pismach apokryficznych. Uczulano ludzi na znaki na niebie i ziemi, napawając wszystkich nieposkromionym lękiem, pobudzonym niezwykłą wyobraźnią człowieka tamtych czasów. Komety, błotniste deszcze, spadające gwiazdy, niespodziewane przypływy morza, gwałtowne burze z wyładowaniami atmosferycznymi wywoływały z końcem dziesiątego stulecia wręcz zbiorową histerię.
Im bliżej było roku 1000, tym pogląd o końcu świata coraz bardziej się konkretyzował. Niezależnie od kombinacji matematyczno-astronomicznych, wśród których przeważała liczba tysiąc i jej symboliczne znaczenie, koronnym argumentem przemawiającym za apokaliptyczną zagładą było panoszenie się w chrześcijańskim świecie niemoralności. Szukano jej głównie w Rzymie, gdzie papieże swoim postępowaniem uzasadniali te podejrzenia. Rozpusta, pijatyki w pałacu Laterańskim (ówczesna siedziba papieży) były świetną pożywką dla ludu rzymskiego. Wyuzdanie moralnie było wtedy na porządku dziennym stając się normą. Zresztą oddajmy głos kronikarzowi tych czasów: Zbierali się w pewne noce (...) dopóki nie ujrzeli nagle diabła schodzącego do nich w postaci zwierzęcia. Natychmiast gasili światła i oddawali się nieopisanej rozpuście. Każdy z dworu papieskiego chwytał kobietę, która mu się nawinęła pod rękę, i używał nie bacząc na grzech, nie pytając, czy to była jego matka, siostra czy zakonnica. Dziecko zrodzone z tej nieczystej miłości przynoszono ósmego dnia po urodzeniu, zapalano wielki ogień, do którego je wrzucano na wzór dawnych pogan. Popioły biednego niemowlęcia zbierano i strzeżono z taką wielką czcią, z jaką chrześcijanie strzegą ciała Chrystusa. Posiadały one rzeczywiście tak wielką moc diabelską, że ktokolwiek ich spróbował, nie mógł opuścić tej herezji i wejść na drogę prawdy. Zatem magia i satanistyczne praktyki.
Mimo to w warunkach kompletnej anarchii pojawiły się indywidualne inicjatywy, aby u progu nowego tysiąclecia zreformować gnijący Kościół. Próby w tej mierze podjął młodziutki cesarz Otto III. Duży wpływ na jego poglądy miał benedyktyński mnich Gerbert, jeden z najbardziej wykształconych ludzi swoich czasów. W roku 999 został on niespodziewanie głową Kościoła i ... o zgrozo, przybrał imię Sylwester II. Lud rzymski oszalał z wrażenia. Wszak na tronie papieskim zasiadł biskup Rzymu, który nie lękał się prastarych przepowiedni. Ponadto głęboko wierzono legendzie, że w roku 317 papież Sylwester I pojmał smoka Lewiatana i gada zamknął w lochach Lateranu. Wierzono, że gdy nadejdzie feralny rok 1000 - to Lewiatan wyjdzie z ukrycia, aby zniszczyć świat. Nowy papież przybrał złowróżbne imię - jak wierzyli Rzymianie - swego poprzednika sprzed stuleci, który ocalił świat, on zaś - Sylwester II - go zniszczy. Nawet nowy cesarz Otto III napawał lękiem, bowiem miał rude włosy. Barwę tę pojmowano już w pierwszym tysiącleciu jako piekielną. Rude włosy miał Judasz, podobnie jak Salome. Biskup Izydor z Sewilli w "Etymologiarum" przestrzegał przed ludźmi o rudych włosach. Uważano powszechnie, że człowiek rudy ma diaboliczny charakter i może być Antychrystem, a już z pewnością jest symbolem paktu z siłami nieczystymi. Zresztą samego papieża Sylwestra II podejrzewano o konszachty z szatanem, a jego niespotykana wiedza porażała ówczesnych. Ci dwaj wielcy tego świata darzyli się wzajemną przyjaźnią. Rudy cesarz z przyjacielem samego czarta. Bano się roku 1000.
Przerażenie rosło w miarę, jak zbliżał się koniec roku 999. I oto, o północy zaczęły bić dzwony Wiecznego Miasta. Lewiatan nie wyszedł z zamknięcia, a świat wkraczał w nowe tysiąclecie. Z loggii pałacu Laterańskiego papież Sylwester II udzielił urbi et orbi błogosławieństwa apostolskiego. Psychozę zastąpiło odprężenie, upamiętnione zabawą. Życie, któremu już położono proroczy kres, zostało darowane, czas, który miał być raz na zawsze skończony, trwał nadal. Pomyliła się Sybilla i Apokalipsa. Taka jest geneza upojnych nocy zamykających stary i otwierających nowy rok. Znakomity francuski uczony George Duby pisał: strach przedmillenijny to obawa przed końcem naszej kiepskiej rzeczywistości.
Michał Rożek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski