MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wigilia w areszcie bezpieki - wspomnienie

Redakcja
W roku 1946 był dzień wigilijny - jak zawsze. Ale dla mnie był to dzień szczególny, bo nigdy Wigilii nie spędzałem poza domem. Siedziałem w celi nr 6, w piwnicy krakowskiej bezpieki. Było tam ponad 20 osób w niewielkim pomieszczeniu.

Przesłuchania odbywały się w nocy z głośnym wywoływaniem do wyjścia z celi. Na ścianie był wymalowany krzyż, modliliśmy się wieczorem. Pensjonariusze w celi byli typowi: akowcy, winowcy, narodowcy, ludowcy. Także był jeden od "Ognia", stale wzywany i bity. Niedaleko od naszej celi pod schodami było niskie pomieszczenie uniemożliwiające stanie, z kapiącą wodą. Uczestnik głośnego moskiewskiego procesu szesnastu, adwokat Stanisław Mierzwa (1905-1985) spędził tam pod schodami 2 tygodnie. Pewnego razu wszedł do celi starszy, wyprostowany pan i powitał nas słowami "Czołem koledzy". Okazało się, że był to pułkownik dr Stanisław Wołowicki (1882-1949), były dowódca 5. Brygady KOP-u, przed wojną i w czasie okupacji b. znany działacz polityczny Krakowa. Nie miał na sobie nic poza ubraniem, pożyczyłem mu płaszcz, bo noce były zimne a ja - młody - mogłem spać bez płaszcza. Najważniejszą dla nas postacią był komendant celi, pan Walerian Tumanowicz (1894-1947) nazywany przez nas majorem, bo tak się kazał nazywać. Był Ormianinem rodem z Bukowiny (obecnie Ukraina), co stale podkreślał, zresztą widać to było z wyglądu. Przed wojną był zawodowym oficerem, a w czasie okupacji niemieckiej komendantem AK w Inspektoracie Mielec-Tarnobrzeg. Co do swej przyszłości i kary nie miał złudzeń, siedział za "Akcje Ż" i WiN. Był jednak stale pogodny i przyjacielski, służył radą i pomocą wszystkim, doskonale rozumiał młodych, zwłaszcza że przed wojną działał w Legii Akademickiej w Warszawie. Każdy mógł się zawsze zwrócić w swej sprawie, każdego potrafił uspokoić i pocieszyć. Ale wróćmy do Wigilii 1946 r. W wieczór wigilijny wiele osób z rodzin uwięzionych stało na placu Inwalidów i śpiewało kolędy. A my siedzieliśmy cicho, bardzo smutni, każdy myślał o swych bliskich, z którymi nie mógł być razem, każdy myślał z obawą o przyszłość. I oto nagle rozległ się głos majora: "Panowie, nie smućmy się, przecież wszyscy siedzimy za Polskę" i wtedy w jakiś cudowny sposób ludzie nagle zaczęli razem mówić, smutek jakoś zniknął. I tych słów Majorowi już nie zapomnę. Czasy już dawno minęły. Z płk. Wołowickim widzieliśmy się potem tylko raz u Dominikanów, uścisnęliśmy się serdecznie, już po raz ostatni. Z mec. Mierzwą przez wiele lat przyjaźniliśmy się. Mówił do mnie, jako nieludowca, że jesteśmy "w różnych parafiach, ale w jednym kościele". Byłem na jego pogrzebie w Wierzchosławicach, pochowano go obok Witosa. A Major, w rzeczywistości podpułkownik Tumanowicz, został zamordowany 13 listopada 1947 w więzieniu na Montelupich z wyroku. A teraz, gdy zbliżam się do swego końca, poprosiłem niedawno moje dzieci i zawiozły mnie samochodem na ulicę, którą chciałem oglądnąć ze względu na Wigilię, 62 lata później. Jest to ulica Waleriana Tumanowicza. Ulic Mierzwy i Wołowickiego nie ma, ale są w moim sercu.
Stefan Płażek, senior

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski