Połowa ryb i owoców morza konsumowanych w tej chwili na świecie pochodzi ze sztucznych hodowli zwanych akwakulturami. Klatka, sztuczny basen, odcięta od morza zatoka pełna ryb, krewetek, małży. W najlepszym razie łososie są tuczone karmą ze złowionej rybiej drobnicy.
W gorszym mieszanką roślin i białkowych odpadów. Krewetki dostają posiłek z własnych, przetworzonych przez bakterie odchodów. Póki co jest tanio, lecz z jakością różnie bywa. Szczególnie w azjatyckich hodowlach, gdzie liczy się tylko cena. Zagęszczone zwierzaki muszą być szpikowane antybiotykami. Akwakultury są źródłem pasożytów dziesiątkujących dziko żyjące populacje łososia czy ostryg. Hodowane gatunki uciekają na wolność i dewastują środowisko.
Choćby tołpygi z Azji buszujące w Missisipi. To już wszystko było. Fermowe kurczaki szpikowane hormonami. Krowy karmione odpadami z rzeźni. I zapomniana BSE, czyli choroba szalonych krów. Historia lubi się powtarzać. Najczęściej jako farsa.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?