MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Mój Lwów

Redakcja
Urodziłem się, wychowałem i wykształciłem w Krakowie. W nim przeżyłem pół wieku. Zapewne również tutaj spocznę na zawsze na cmentarzu Rakowickim, gdzie czekają na mnie moi bliscy.

Władysław A. Serczyk: ZNAD GRANICY

Każda cząsteczka mego ciała związana jest z Krakowem, podobnie jak większość najpiękniejszych fragmentów życia. Bo Kraków kochałem i kocham od zawsze.

Ze Lwowem jest inaczej. Po raz pierwszy w życiu znalazłem się w nim w 1962 roku, a więc wówczas, gdy jeszcze cmentarz Orląt znajdował się w prawie nienaruszonym stanie, gdy ani sowieccy czołgiści, ani zwolennicy zmieniania historii w ramach tak zwanej polityki historycznej nie podjęli próby rozstrzelania kamiennych mogił narodowego Panteonu na Łyczakowie.

Pamiętam: była Wielkanoc. Na śniadanie świąteczne zaprosił mnie wielki uczony, "przedwojenny” członek Polskiej Akademii Umiejętności, historyk sztuki, profesor Mieczysław Gębarowicz, snujący utopijne marzenia o tym, jak Polska do niego powróci. Wieczorem tego samego dnia zapijaliśmy rozpacz bezdenną ze Zbyszkiem Chrzanowskim, współtwórcą, reżyserem i aktorem Teatru Polskiego we Lwowie w jego mieszkaniu na Teatralnej i, jak się dało najgłośniej, przy otwartym oknie wydzieraliśmy się, wyśpiewując piosenki legionowe na przemian ze strofami batiarskich songów.

Przez następne dni, po pracy nad starymi papierzyskami w archiwum i w Ossolineum, włóczyłem się wieczorami po mieście, chłonąc atmosferę dawnego Lwowa, starając się nie dostrzegać rosyjskich napisów coraz bardziej panoszących się na ulicach i okupujących miejsca, w których nie tak przecież dawno znajdowały się polskie, a potem ukraińskie… Kiedyś trafiłem w okolice ulicy 29 Listopada, tak obrośniętej willami wzniesionymi jeszcze przed obydwiema wojnami światowymi przez profesorów, urzędników i przedsiębiorców, że dzielnicę tę nazwano Nowym Światem. Postarzały się mocno, bo ich nowi mieszkańcy, jak to w ZSRR bywało, bezskutecznie czekali, aby miasto zajęło się remontem swojego mienia. Oni mieli na nie tylko "przydział”. Na szczęście, nie zdążyli wyrąbać wszystkich drzew i wykopać wszystkich krzewów posadzonych przez dawnych właścicieli, by zwolnioną w ten sposób działkę "zagospodarować” marchewką, pietruszką i z trudem rosnącymi pomidorami.

I tak wieczorami powracał do mnie stary Lwów, gród ufundowany przez ruskiego księcia, przez sześćset lat związany z Polską, a teraz odchodzący w niebyt na moich oczach.

No cóż… Nie ukrywam, że jeśli Bóg pozwoli i jeszcze raz znajdę się we Lwowie, znowu będę szukał w nim – niestety – coraz rzadszych śladów polskich. Na przekór czasowi. Bo od mojego pierwszego spotkania z grodem nad Pełtwią minęło przeszło pół wieku…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski