MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Powrót do domu

Redakcja
Fotografie są dwie. Pierwsza z roku 1912. Tadeusz Kantor zacznie być realny dopiero za trzy lata. Tu i teraz - w 1912 - nie wiadomo nawet, czy w głowie ojca, który właśnie pije czerwone wino, Kantor jest projektem, choćby tylko mętnym, nieważkim, bez właściwości, lecz jednak projektem - czyli czymś, a nie niczym.

Paweł Głowacki: DOSTAWKA

Zdjęcie drugie pochodzi z 1976. Matki twórcy scenicznego pożegnania "Dziś są moje urodziny" już nie ma. Została mogiła. I jeszcze ta fotografia mogiły. W 1976 - matki Kantora nie ma już od lat 16, ale od roku jest na świecie jego seans "Umarła klasa", gdzie zmartwychwstali bezwiednie uczą żywych na widowni trudnej sztuki zastygania w ostatni kamień: w szkolnej ławce, jadąc na rowerze, biegnąc skądś dokądś, gdziekolwiek, chwila po chwili, zawsze.

Wiele lat później, śniąc opowieść "Dziś są moje urodziny" - o której nie wiedział, że stanie się niedokończoną elegią na jego własne odejście - na kanwie tych fotografii Kantor notuje sobie (bo niby komu innemu?) kilka zdań. Okruch to? Spowiedź? Wiersz niewiersz? Szmer? Niech będzie. Notuje szmer o przenikaniu się światów, o zapętlających się czasach, o cieple i chłodzie, blasku i czerni, nicujących się wzajem. Oto te zdania sprzed 20 lat. "Helena Kantor/ urodziła się w 1889/ umarła w 1960/ przy stole ojciec i matka/ ojciec podaje kieliszek/ matka stoi zwrócona do ojca/ ręka matki dotyka tacki w kształcie liścia/ umarła w 1960/ leży w kwaterze XIX pod numerem 49/ stół zasłany białym obrusem z frędzlami/ na stole srebrna zastawa/ grób usypany z ziemi/ z tyłu piec kaflowy, w doniczkach liście w kształcie serca/ na ziemi zeschnięte liście/ z ziemi wyrastają kępki trawy/ obok głowy ojca lampa z ozdobną umbrelą/ głowa osadzona sztywno w kauczukowym kołnierzyku/ w ziemi osadzony jest żelazny krzyż/ z tabliczką".

Dwa zdjęcia nicują się wzajem w jednym szmerze sobie szeptanych słów, szmerze sprzed 20 lat. Fotograficzna podobizna ciepłego początku - fotograficzny portret chłodnego końca. Blask szczęścia nad białym obrusem z frędzlami - czerń martwych liści na pochyłym grobie. Żywa głowa ojca osadzona w kauczukowym kołnierzyku - na zawsze twarda głowa matki parę metrów pod krzyżem z tabliczką. Smak wina - smak grudy. Kantora szmer słów sobie szeptanych na kanwie dwóch obrazów jest jak palimpsest. Tak, ale nie można ustalić, który obraz był pierwszy, a który drugi, który przykrył który, który wyziera spod którego. Można się tylko lękać, że jest to w istocie jeden obraz - że szmer słów Kantora pachnie tym samym, czym pachnie pamiętna fraza Samuela Becketta: "Kobiety rodzą, siedząc okrakiem na grobach." Rdzą - synonimem pożegnania, odejścia, końca, zera.

Rdzą pachnie notatka sprzed 20 lat. Rdzą pachną wszystkie pisma Kantora, jego wyobraźnia, jego teatr, jego samotność. I rdzę czuć w kilkudziesięciu fotografiach Bogdana Korczowskiego, co je do 17 września można oglądać na ścianach Cricoteki. Kiedyś Korczowski dla samego siebie uwiecznił teatralny kanon Kantora. Dziś pokazał te intymne prostokąty. Pokazał, ale dla oka widza jest tak, jakby do każdego eksponowanego kadru dodał wcześniej odrobinę... soku z rydzów? Nie wiem, jak się robi sepię, czyli starość. Na komputerze? Dając szansę czasowi? Nieważne - niech będą rydze. Wystawa Korczowskiego “Ulica Tadeusza Kantora" pachnie rdzą. I to jest dobre. Dojmujące. "Umarła klasa" wyszła z nieruchomego jak każde zdjęcie widoku pustej klasy szkolnej. Sednem "Wielopola, Wielopola" była nieruchoma niczym uśpiona pamięć fotografia żołnierzy ruszających na front I wojny światowej. W niezamierzonej elegii "Dziś są moje urodziny", wspomniane zdjęcie ojca i matki nad białym obrusem z frędzlami - na chwilę "zmartwychwstaje" na scenie. Tak - na chwilę. A gdy w grudniu 1990 stało się to, co musiało i Kantor wszedł w drugą fotografię palimpsestu (spoczął w grobie swojej matki) - było tak, jakby jego sceniczne opowieści wróciły do zdjęć, z których wyszły. Wróciły, zostały, znieruchomiały.

Zaludnione duchami seanse Kantora zastygły w ostatni kamień. Rdzewieją. W prostokątach Korczowskiego rdzewieją spokojnie, bez zbędnych gestów, cicho. Jak pusta klasa szkolna, jak młodzi wojacy, jak głowa ojca osadzona sztywno w kauczukowym kołnierzyku nad białym obrusem z frędzlami. Jak wszystko. Koło się zamknęło.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski