MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Prawdziwe męstwo

Redakcja
Bracia Ethan i Joel Coen lubią płynąć pod prąd. Ich filmy nigdy nie mieszczą się w ramach jednego gatunku, a przez wiele lat amerykańscy filmowcy byli uważani za outsiderów Hollywood. Z tym większym zainteresowaniem wybrałem się na najnowsze "Prawdziwe męstwo".

Rafał Stanowski: FILMOMAN

Wybrałem się z bagażem wiadomości i doświadczeń. Zanim bowiem produkcja dotarła na nasze ekrany, zdążyła zebrać 10 nominacji do tegorocznych Oscarów, osiągając drugi wynik w stawce (więcej, aż 12, ma tylko brytyjski dramat "Jak zostać królem"). W związku z tym dowiedzieliśmy się również, że nie jest to czysto autorski scenariusz Coenów, lecz przeróbka westernu z roku 1969, który przyniósł Oscara Johnowi Wayne'owi.

Zaczyna się intrygująco, kadr zalewa mrok, brzmi muzyka, na ekranie widzimy rozświetlone wejście do domu. Obraz przybliża się i wtedy dostrzegamy to, co najistotniejsze - przed drzwiami leży człowiek. Bez ruchu i bez życia. Mocne rozpoczęcie, uderzające, odrywające od rzeczywistości.

Bracia przenoszą nas na Dziki Zachód, który nie przypomina sztancy ze spaghetti-westernów. Kowboje to raczej ponuraki i zabijaki, realia skrzypią i swędzą, a dzieci szybko opuszczają bajkową idyllę, by zmierzyć się z surową rzeczywistością. Tak jak główna bohaterka, która choć ma zaledwie 14 lat, zbiera dziką bandę i wyrusza w pogoń za złoczyńcą, by pomścić zamordowanego ojca. Towarzyszą jej dwaj stróże prawa, z których jeden przypomina raczej moczygębę i rozrabiakę niż ikonicznego szeryfa.

"Coeni" mają unikalny dar - potrafią kręcić filmy oryginalne, które nie sposób skopiować, nawet w dobie masowego "copy paste". Przykurzone, chropowate kadry nakręcone przez operatora Rogera Deakinsa budują klimat osamotnienia i wyobcowania. Kowbojski świat jest dziki, pełen żądzy i przemocy, nieprzyjazny dla człowieka. Zaludnia go typowa dla Coenów fascynująca galeria osobliwości, jak np. Człowiek Niedźwiedź (epizodyczna perełka zagrana przez Eda Corbina). Chwilami przypomina się pamiętny "Truposz" Jima Jarmuscha, ujmujący western w sposób odrealniony i fantasmagoryczny.

Ekranowe lejce przejmuje Jeff Bridges, aktor od 40 lat na ekranie, potrafiący emanować wizualną siłą. Doskonale wykorzystuje tu swoje warunki fizyczne (rozmarszczana twarz) i niebagatelny talent (ten akcent!). Buduje postać pełną wewnętrznego rozdarcia, niepokoju, absolutnie fascynującą. Wielka kreacja! Dałbym Bridgesowi Oscara w ciemno, nawet kosztem roli Colina Firtha z "Jak zostać królem".

Byłby to naprawdę świetny film. Niestety, bracia w finale uginają się pod ciężarem gatunku. Fabularny koncept znajduje nijakie rozwiązanie, niepotrzebnie obudowane bajkową scenerią. Zamiast surowej wymowy antywesternu, podszytej niepokojem na podobieństwo "Krwawego południka" Cormaca McCarthy'ego, dostajemy trywialną heroizację. Wygląda na to, że filmowcom zabrakło odwagi. A może - prawdziwego męstwa?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski