Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Są jak włoska rodzina. Dużo jedzą, dużo krzyczą. W czasie świąt też

Jolanta Ciosek
Fot. Archiwum
Kto jest szyją, a kto głową w rodzinie Starmachów, trudno powiedzieć. –Absolutnie każdemu z osobna wydaje się, że jest najważniejszy. Każdy lubi mówić, każdy lubi rządzić i każdemu wydaje się, że ma rację – mówi Ania Starmach.

Bardzo trudno wszystkich razem zebrać. Bo są zabiegani, podróżują i pracują za dużo. Znana krakowska rodzina z tradycjami, którą się lubi od pierwszego wejrzenia. Ona – ciepła, empatyczna, wrażliwa. On – apodyktyczny o finezyjnym poczuciu humoru. Oboje, Teresa i Andrzej Starmachowie, absolwenci historii sztuki, prowadzą znaną galerię w Krakowie, w której można oglądać wystawy prac największych z wielkich. Mają trzy córki. Indywidualistki.

Ania to kulinarna gwiazda telewizji, jurorka w programie „MasterChef”, kucharka z dyplomami historyka sztuki i paryskiej szkoły kulinarnej. Agata jest studentką ASP. Założyła z koleżankami firmę „Ale to fajne” i produkuje przepiękne wianki świąteczne. Nietypowe, z pomarańczy, korków i wełny. Istne cudo. (Tylko ojciec narzeka, bo musi pić dużo wina, by dostarczać córce korkowego budulca).

Kasia, najstarsza, aktualnie odpoczywa w Birmie po ciężkiej pracy w europarlamencie. Jest jeszcze siostra Andrzeja, pedagog, zwana dużą Teresą, w przeciwieństwie do jego żony – małej Teresy, na którą czasem mówi sięTeśka. Przez wiele lat duża Teresa była wiceprezydentem Krakowa i radną. Do całej tej menażerii dochodzą dwa psy: Kantor i Edzio – jedyni mężczyźni w tej rodzinie.

– Cudowni, wdali się w pana domu– chwali Andrzej. –Przynajmniej z tymi „chłopcami” mogę pogadać jak facet z facetem, skoro córki nie spieszą się z zamążpójściem. Są jak poezja: piękne, ale trudno je wydać.

Cała rodzina jest bardzo ze sobą związana, celebruje wspólnie wszystkie święta i uroczystości, wychodząc z założenia, że bez miłości i podtrzymywania tradycji rodzina nie będzie szczęśliwa.

Kto jest głową rodziny i rządzi wśród tych sześciu silnych osobowości?

– Absolutnie każdemu z osobna wydaje się, że jest najważniejszy, bo my stanowimy typową włoską rodzinę: każdy lubi mówić, każdy lubi rządzić i każdy ma rację – bezdyskusyjnie stwierdza Ania.

Boże Narodzenie to dla nich czas szczególny. Teresa doskonale pamięta, jak w ich rodzinnym mieszkaniu zawsze stał wielki cebrzyk, w którym pływały karpie, a mały Andrzej wciąż mieszał w nim wodę. Tak by rybkom nie stała się krzywda: – Ja towarzyszyłam babci w robieniu ciasta drożdżowego, które do dziś jest specjalnością rodziny. Babcia klęczała i wyrabiała je w wielkiej dzieży. Tata zajmował się rybami. Zwykle szykował karpia w szarym sosie, tzw. karpia biednych Żydów, czyli bez migdałów i rodzynek. I obowiązkowo gościł karp smażony, czyli po wiedeńsku autorstwa mamy. Oprócz drożdżowego, makowców i pierników piekło się sernik wiedeński na kruchym spodzie.

W rodzinie Starmachów, jak twierdzi Ania, nigdy nie wolno oszczędzać na sztuce, podróżach i jedzeniu, bo skoro przez żołądek do serca ,to znaczy, że również przez gotowanie można wyrażać miłość. Zapewne tradycja rodziców Andrzeja i Teresy, kupców od pokoleń, sprawiała, że jakość potraw była zawsze bardzo ważna. –U dziadków jadło się pysznie. Rodzice taty mieli przed wojną na Rynku Głównym, a potem na Kleparskim stragany z warzywami i owocami. Ich piwnica była pod sufit wypełniona przetworami – marynowana papryka, czosnek, dynia, konfitury. Po obiadach wychodziliśmy z prowiantem od babci: a to przecier z pomidorów, a to ciasto, chleb na zakwasie. Teraz świętością są obiady niedzielne u rodziców. Króluje pomidorowa mamy – zdradza Ania.

Ale Andrzej, zanim został marszandem i zaczął bywać na światowych salonach sztuki, np. w Bazylei lub u Barbary Piaseckiej-Johnson, też zajmował się sprawami kulinarnymi. Kiedy wyjechał na saksy za granicę, „stał na zmywaku” w restauracji, potem, doceniony, szykował własne dania.

Przed laty do wigilii siadały wraz z rodzinką Starmachów samotne ciocie, zawsze był ktoś spoza ścisłego grona. Kiedy Andrzej ożenił się, „zaczęły się schody”.

– No bo wigilia sprowadzała się do bieganiny od rodziców Teśki do moich. Wszyscy zaczęli mieć tego dość i klamka zapadła: kolacja będzie u nas. Najpierw w mieszkanku na Bogusławskiego. Zwykle było około dwudziestu osób. Potem, niestety, powoli rodzina wykruszała się.

Od lat spędzają wigilię na Woli z córkami, dużą Teresą i Andrzejem Rubisiem, synem Jadwigi Rubiś, naszej nieżyjącej przyjaciółki, znanej fotoreporterki, także „Dziennika Polskiego”. –Liczymy na to, że z czasem rodzina jednak zacznie się powiększać – mówi Andrzej, spoglądając w stronę Ani.

– Przykład idzie z góry, tatuśku – sarkastycznie żartuje Ania. – To prawda. Jak brałem ślub, to ojciec Tomasz z „Beczki” oznajmił: „Starmach się żeni. Ostatnie bastiony padają!”.

Dziś przygotowania do świąt zaczynają się w rodzinie Starmachów od postawienia niemal sześciometrowej choinki i szopki krakowskiej. Dość niezwykłej i bliskiej sercu Andrzeja, gdyż on się w niej też znajduje. – Broń Boże, nie jako święty Józef, ale jako Starmach, z młotkiem w ręku prowadzący aukcję dzieł sztuki.

– Uwielbiam bańki, więc jest ich na choince zawsze bardzo dużo – mówi Teśka. Drzewko nie ma wyglądu artystycznego, jest przystrojone z przepychem, odpustowo. – U nas są zawsze bańki, a nie żadne bombki, jak mówią w Warszawie. Ale jest wokół choinki coś bardzo artystycznego, a mianowicie prezenty. Dzięki mojej młodszej siostrze Agatce są przepięknie, artystycznie zapakowane: złote papierki, liście, sianko, szarfy – wylicza Ania.

Skoro jesteśmy przy prezentach, to trzeba zaznaczyć, że dostają je również psiaki. – Kantor co roku, jeszcze grubo przed rozpoczęciem kolacji wigilijnej, siada pod choinką koło jednej z paczek i siedzi tam do jej rozpakowania. Warczy i pilnuje. I zawsze okazuje się, że siada koło swojego prezentu. Skąd on to wie? – zastanawia się Teresa.

Przedświąteczne spotkanie rodzinne zaczyna się od ceremonii lepienia uszek, w której obowiązkowo uczestniczą wszystkie panie. Robi się ich około 500. I koniecznie ze starych prawdziwków, bo tylko takie pachną. W tym czasie na Wolę przychodzi z odwiedzinami pół Krakowa po pasztety, pierniki i inne wspaniałości autorstwa dużej Teresy. Nawet Jan Rokita i państwo Gołasiowie „załapują się” czasami na te pyszności.

Pora przejść do wigilii. Barszcz i uszka gotowe. Kutia też musi być ze względu na korzenie rodziny ze Wschodu. Ryby sprawia Andrzej wraz z Anią. Ania żadnych nowości do kuchni wigilijnej nie wprowadza: – W święta tradycja jest najważniejsza. I wedle tradycji kolacja wigilijna zaczyna się od przeczytania stosownego fragmentu z Ewangelii.

Wśród ciast, w pieczeniu których do perfekcji doszła Teśka, króluje drożdżowe z powidłami. Ale w żadnym cieście nie może być rodzynek, bo nikt nie lubi. Po słodkościach są prezenty, śpiewanie kolęd i wspólne wyjście na pasterkę do kościoła Świętej Anny. – Wśród licznych talentów nie mamy jednego: śpiewanie nam nie wychodzi – skarży się Andrzej.

Święta, święta i… –Po świętach sylwester. Jedziemy do Budapesztu, by wśród braci węgierskiej – tam też są korzenie naszych rodzin – witać nowy rok. Oby nie był gorszy od mijającego.

***

Rodzina Starmachów znana jest nie tylko w Krakowie, nie tylko w Polsce.

Bo dobroć ludzka przekracza granice. Andrzej znany jest z aukcji dzieł sztuki, które prowadzi na rzecz osób potrzebujących, jego siostra Teresa też działa charytatywnie. Nie chcą jednak o tym mówić.

Pan domu podkreśla, że dawniej pytano Anię, czy jest córką Andrzeja, dziś pytają jego, czy jest ojcem słynnej Ani, która właśnie zabiegana jest przy promocji swojej najnowszej książki o kulinarnych pysznościach świątecznych. Kasia i Agatka są także dumą rodziców i ciotki. Jak twierdzą, wszyscy czasami się kłócą, ale przecież bez sporów nie ma szczęśliwej i kochającej się rodziny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski