MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pociągowa "konkurencja"

Redakcja
Pamiętam opowieści mojego dziadka o tym, jak to można było ustawiać zegarek według przejazdu pociągów. Nigdy nie brałam tego całkiem serio.

Barbara Rotter-Stankiewicz: ZA MOICH CZASÓW

Wydawało mi się, że dziadek żartuje, bo to po prostu byłoby niemożliwe. Pociągami jeździłam na wakacje od najwcześniejszego dzieciństwa i wiedziałam, że spóźniają się często, a ich opóźnienia - jak zapowiadano na dworcach od niepamiętnych czasów - "mogą się zwiększyć lub zmniejszyć". No więc jak można by było regulować zegarki według takiego rozkładu jazdy? Nie docierało do mnie, że przecież kiedyś mogło być inaczej. I to nie gorzej, ale lepiej.

Z PKP nie miałam skojarzeń zbyt dobrych - pamiętam upychanie do przedziałów, boje na dworcu o wejście do wagonu i zajęcie miejsc, podróż nad morze na półce na bagaże, rodziców "kimających" na siedząco na podłodze. Z późniejszych czasów utkwiła mi w pamięci studencka podróż do Bukaresztu - na granicę polsko-radziecką dotarliśmy późnym wieczorem. Czekała nas zmiana wagonowych podwozi, dostosowanych do szerokich torów. Rano mieliśmy dotrzeć do stolicy Rumunii. Po odwiedzinach celników wszyscy spokojnie zasnęli. Obudziliśmy się rankiem - pociąg stał w tym samym miejscu, w którym utknął wieczorem. Okazało się, że zabawa z kołami potrwała dłużej niż przewidywano i pociąg, który miał ciągnąć nasze wagony - odjechał. Po kilku godzinach, już późnym rankiem, podczepiono skład do jakiejś ciuchci, która zatrzymywała się na każdej stacyjce. Do Bukaresztu dojechaliśmy późnym wieczorem, ale przynajmniej oglądnęłam sobie dokładnie rumuńskie krajobrazy. No i śniadanie na kolację bardzo wszystkim smakowało... To ponadplanowe zwiedzanie obcego kraju nie było jednak zasługą PKP. Zwykle polskie pociągi wyjeżdżały i dojeżdżały do miejsca przeznaczenia w granicach przyzwoitości, a bilety bez ryzyka można było kupować kilka miesięcy wcześniej.

Teraz potencjalni pasażerowie nie znają dnia ani godziny. Pociągi jeżdżą jak chcą albo po prostu nie jeżdżą wcale. Ich właściciele zamiast zajmować się organizowaniem podróży, skupiają się na konkurowaniu pomiędzy sobą, a skutkiem tej konkurencji jest to, że popadają w długi. Żeby było śmieszniej, winne są pieniądze właścicielom... torów kolejowych. Przyznam szczerze, że nie wiem, czyją własnością są kolejowe mosty albo przejazdy. Nie orientuję się także, do kogo należy lewa, a do kogo prawa szyna i czy zmienia się to w zależności od kierunku jazdy pociągu. Gdyby tak właśnie było, nikt by się już chyba specjalnie nie zdziwił. No, chyba żeby mój dziadek nagle ożył i chciał ustawić zegarek według rozkładu jazdy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski